Najnowsze wpisy, strona 29


... więc znikam ...
Autor: dorothee
06 stycznia 2006, 11:11

Stara Znajoma zapytała filozoficznie: "cóż się z nami stało przez tę jedną noc...?" choć oczywiście nie o element nocy tu chodzi, a o rozgrywającą się w jej trakcie rozmowę. Właściwie to chyba nic się nie stało, co by się już wcześniej nie działo, a po prostu nie było wyartykułowane. Tak myślę przynajmniej...

Pewnien Zazdrośnik przypisuje sobie za dużo zasług - zwłaszcza jeżeli chodzi o zjawisko mojego emocjonalnego ekshibicjonizmu. Tak, tak, niestety...

A rozwieść się z Robertem zawsze mogę bez orzekania o winie :)))) Nie omieszkam oczywiście dodać jak zwykle, że żadnego mojego związku z nim nie uznaję, bo nie pamiętam żebym go legalizowała.

Jakiś dziwny dzień dzisiaj - jestem w jakimś bliżej nie określonym nastroju... Bożeeee...! Muszę się zaraz zabrać za nudny podręcznik, bo na zajęcia wypadałoby się przygotować... A nie chce mi się tak, że szkoda gadać!

Jak ja nienawidzę mojego Wuefisty, jak ja tego faceta nie trawię! W sumie też szkoda o tym gadać...

O czym by tu pogadać... Nie ma o czym. Więc znikam.

Ladies' Night
Autor: dorothee
05 stycznia 2006, 12:34

Oj tak tak. Postanowiłyśmy ze Starą Znajomą sprawdzić empirycznie, na czym polega fenomen popularnego w amerykańskiej kulturze "nocowania u koleżanki", dlatego też wczorajszą/dzisiejszą noc spędziłam właśnie u niej na pogaduchach. Obżerając się chipsami, popijając różne babskie trunki i szczerze gadając, naprawiałyśmy nadwątloną zębem czasu przyjaźń. Było wesoło (nie ważne, dlaczego hi hi), nastrojowo ("Wicked Game" przesłuchana chyba ze sto razy i jeszcze nam się nie znudziła), smutasowato (życie potrafi różnie dawać w kość), wrednie (parę osób musiało przez nas dostać ataku czkawki ;) Nieładnie jest obgadywać, ale cóż...) i ogólnie jakoś tak refleksyjnie - nad życiem, relacjami z ludźmi, wspomnieniami, światopoglądem, wartościami, rodziną, nad tym, czego się żałuje, a czego nie. Zeszło nam późno w noc, ale nawet udało nam się jeszcze jako tako wyspać :)

Cały czas w powietrzu krążył duch pewnego Zazdrośnika ;) , który swą duchową obecność wspomagał sms-ami. Love always :*

Nawet udało mi się nie spóźnić na zajęcia. Mimo, że nosem też nie zaryłam, postanowiłam się jednak na wszelki wypadek wspomóc kawą. Ale i tak nic mi się nie chce robić, a już na pewno nie mam ochoty jechać jeszcze dzisiaj po południu na w-f...

Ma Soeur skończyła dzisiaj 18 lat. Witamy w Dorosłości, radzimy szybko złożyć podanie o dowód, życzymy oblewać okazję hucznie i czerpać same profity z zaistniałego stanu :))) A na marginesie radzimy również przygotować już tyłek na kopniaki losu.

Wcale nie jest mi do śmiechu. Wpadłam w straszny nastrój (może mi się od Kogoś udzielił?). Terapeutyczne rozmowy ze Starą Znajomą poprawiają mi wprawdzie humor, ale tylko na chwilę. A odłożone na bok problemy same się nie rozwiążą. Zbliża się sesja, a ja zaczynam już mieć stracha. Do tego wiszą nade mną wszystkie zaliczenia, od których na dodatek dużo zależy. A ja zwyczajnie boję się, że się nie nauczę. Święta wprawdzie przyniosły trochę odpoczynku, ale aktywowały też we mnie takiego lenia, że teraz nie mogę sobie z nim poradzić (może za słabo się staram???). A na dodatek stało się to, czego obawiałam się najbardziej - straciłam zapał do nauki. Wiem ze swojego doświadczenia, że jeżeli już stracę zapał (nawet nie motywację) - to kaplica. Choćby mi ktoś przystawił pistolet do głowy i kazał się uczyć - niczego się nie nauczę, bo nie dam rady się skupić. Mogę siedzieć nawet kilka godzin nad książką, ale nic mi w głowie nie zostanie, bo będę tylko bezmyślnie przesuwać oczami po literach... Ktoś mógłby teraz powiedzieć, że jestem nudna - tylko o tej nauce gadam cały czas, jakby nie było ciekawszych tematów. Chyba nie ma. Swoją drogą fajnie byłoby się wreszcie zakochać - tak beznadziejnie i na zabój - może pojawiłoby się wreszcie jakieś jaśniejsze światełko w tym szarym życiu. I powód by wreszcie wyjść z marazmu...

Hmmm... to ostatnie wyznanie to chyba moje samobójstwo ;) Wszyscy w końcu zechcą się pewnie do niego ustosunkować, ale to nawet dobrze, bo jestem ciekawa. Jak wam się podoba mój nowy (skrajny jak na mnie) emocjonalny ekshibicjonizm? To chyba rezultat terapii Starej Znajomej :)) Ale niech tak będzie - jeżeli ma być wreszcie szczerze i zdrowo, to muszę przestać zgrywać świętszą i obojętniejszą niż jestem.

"Wynurzam się"......... Interpretacja tej piosenki autorstwa Bałkanofila jest istotnie ciekawa, ja nie jestem jednak do końca do niej przekonana... Mądrość ludowa twierdzi w końcu, że "głodnemu chleb na myśli" ;)

 

 

"Wicked Game" - o nie, ta piosenka zdecydowanie nigdy mi się nie znudzi...

 The world was on fire and no one could save me but you,
It's strange what desire will make foolish people do.
I never dreamed that I'd meet somebody like you
I never dreamed that I'd lose somebody like you

No, I don't want to fall in love,
[This world is only gonna break your heart]
No, I don't want to fall in love,
[This world is only gonna break your heart]
With you
With you

What a wicked game to play,
To make me feel this way.
What a wicked thing to do,
To let me dream of you.
What a wicked thing to say,
You never felt this way.
What a wicked thing to do,
To make me dream of you !

And I don't want to fall in love,
[This world is only gonna break your heart]
No I don't want to fall in love,
[This world is only gonna break your heart]
With you

The world was on fire and no one could save me but you,
It's strange what desire will make foolish people do.
I never dreamed that I'd love somebody like you
I never dreamed that I'd lose somebody like you

No I don't want to fall in love,
[This world is only gonna break your heart
No I don't want to fall in love,
[This world is only gonna break your heart]
With you
With you

Nobody loves no one

Powódź myśli
Autor: dorothee
03 stycznia 2006, 10:45

Hmm... hmmmmm...... hmmmmmmm...............

Nie mogłam wczoraj zasnąć. Myślałam. Feministka twierdzi, że psychologia dawno już doszła do wniosku, że człowiek zrobi wszystko, żeby nie myśleć, bo po prostu tego nie lubi - w końcu jak wiadomo, myślenie wymaga wysiłku. Stąd w życiu codziennym posuwamy się (nieświadomie) do takiego automatyzmu działania, że nie mamy czasu, ani nawet (co jest przerażające) sposobności do tego, żeby choć pięć minut pomyśleć. A ktoś, kto umie się posługiwać metodami wykorzystywania ludzkiego automatyzmu, może nam zrobić duże kuku - to też już ktoś dawno stwierdził.

Ale ja sobie wczoraj pomyślałam - dużo i intensywnie. I stwierdzić muszę, że nawet mi się podobało ;) Szkoda tylko, że gdy wszystko po świętach wróci do normy - znowu wróci nauka, rutyna dnia codziennego i potrzeba zagłuszania myśli - znowu przestanę się nad sobą zastanawiać.

Mętlik mam we łbie, cholera. I nie bardzo wiem, jak sobie z nim poradzić... Pewnie przestać myśleć...

... i wracamy do punktu wyjścia ...

Leń! Leń mnie kusi, żeby nie iść dzisiaj na wykład. Pewnie tak by się stało, gdyby nie motywacja. Więc pójdę. Może Dziadzio mnie lepiej zapamięta i na egzaminie będzie wyrozumialszy...?

11:00 dochodzi - trzeba by wreszcie zjeść śniadanie... Chyba jeszcze nie do końca się obudziłam. A słysząc dziś po raz pierwszy od dwóch tygodni budzik, myślałam że dostanę zawału. "Myślałam"? - a jednak myślałam...

A za oknem pogoda pod psem. Mokro, szaro, mgliście - pięknie zaczyna nam się ten rok...

I miałam się trzymać mocno pozytywnego myślenia! I co? I nic!

Saturday Night Fever
Autor: dorothee
02 stycznia 2006, 14:21

Chwilowo mój blogiszon powiał pustką, ale tylko chwilowo. Musiałam odespać imprezę, doprowadzić się do stanu użyteczności i nareszcie jestem! Humor mi się poprawił, bo przestały mnie boleć plecy i tyłek (co wywołane było leżeniem na podłodze). Pamiętajcie dzieci! Od spania jest łóżko, a nie podłoga!!! :))))))

Cóż się ze mną działo? W piątek mile przyszło mi spędzić wieczór w pubie, oczywiście w miłym towarzystwie. Były plotki, śmiech na całą salę, ku zgrozie gości przy sąsiednich stolikach, owoce morza (i moje zgorszenie na ich widok - te miniaturowe ośmiorniczki są powalające!) i puzzle z papierowych podstawek pod kufle. Pierwszy raz w życiu miałam okazję pić czekoladowego grzańca, a to za sprawą wrzucenia mi do niego czekoladowego cukierka, który pod wpływem ciepła się rozpuścił, natomiast po wierzchu tego specyficznego napoju (który wcześniej też ku mojej zgrozie został wzbogacony kieliszkiem wódki!) pływały drobinki preparowanego ryżu, którymi cukierek był posypany, a które ze swej natury rozpuścić się nie mogą, a pływać - owszem! Napój tenże zadziałał na mnie w ten sposób, że dostałam głupawki, więc dziwię się pozostałym, że w ogóle byli w stanie ze mną wytrzymać.

A w sobotę nadszedł upragniony Sylwester i jeszcze długo będę go wspominać (może nawet z niejakim skrępowaniem he he, ale kwestię tę pomińmy). Możnaby za kimś zgrabnie podsumować: "Vodka connecting people" i będzie to wielce trafione :)))) Bawiliśmy się dokładnie 12 godzin i jeszcze było nam mało, a spać położyliśmy się kiedy już właściwie świtało. Fajna muza, pyszne jedzonko, jeszcze pyszniejsze drinki "z pod" Dywanika Obfitości :), taniec, sesja zdjęciowa, a na koniec Nocne Polaków Rozmowy w pozycji horyzontalnej na Dywanie Zwierzeń. Oczywiście nie istniały dla nas tematy tabu ;)

Jeżeli każda impreza, w której będę uczestniczyć będzie tak wyglądała, to z nadzieją patrzę w przyszłość :))))))

PO PROSTU BYŁO SUPER!!! - oby cały rok był taki, jak pierwszy jego dzień! ... Chociaż może lepiej nie, bo będę miała permanentnego kaca! :) Żartuję rzecz jasna - woda z cytryną może zdziałać cuda - radzę to zapamiętać.

A autorce "antidotum" składam podziękowania za uratowanie mi życia! :))))

Nadal się lenię. Ale w sumie, nie wiadomo skąd, nabrałam przekonania, że wszystko będzie dobrze. I przy tej myśli chcę trwać. Bardzo, bardzo mocno.

Ad maioram Lenistwo gloriam :)
Autor: dorothee
30 grudnia 2005, 13:07

O Jezusie i Maryjo! Przepraszam "Człowieka Kościoła", że poczuł się urażony, ponieważ nie wspomniałam o jego poświęceniu, z jakim wydał pieniądze na paliwo i ruszył na poszukiwanie obrusów na wigilijny stół (mam na myśli czwartkowe spotkanie klasy w szkole). Przepraszam raz jeszcze, że tego nie podkreśliłam, wszak jednak jako człek Kościoła powinieneś Robercie wiedzieć, że należy czynić wszystko Ad maioram Dei gloriam skromnie i chlubiąc się tym w ciszy swego serca, a nie niczym faryzeusz rozgłaszać to na prawo i lewo - wszak Bóg patrzy w głąb twego serca i wszystko widzi. Spodziewaj się zatem nagrody wiecznej! Z Bogiem, moje dziecko, z Bogiem!

No dobrze, koniec tych "kazań na górze" :)))) A tak na marginesie - obrusy skminiła Miss Lublina z zasobów magazynkowych pani Steffy.

Święta przyszły, święta poszły. Minęły zanim je zauważyłam, a przeszły jakoś tak szybko, spokojnie i jakoś tak nijak. Pozostawiły tylko po sobie niestrawność i parę dodatkowych centymetrów w pasie.

Rozleniwiłam się na maksa - od paru dni próbuję się zabrać za jakąś konkretniejszą robotę, naukę, nie wiem - za coś pożytecznego wreszcie, ale nic z tego - leżę tylko do góry brzuchem i dogadzam sobie jak się tylko da. Okropny leniuch ze mnie. Na dodatek zupełnie rozprasza mnie perspektywa Sylwestra. I koniec! Robota leży, kłopot będzie...

A co do kłopotów - pewna jestem, że jakieś na pewno będą. Czuję, ża jakaś niemiła niespodzianka wisi w powietrzu. Chyba powinnam się wyzbyć takich wisielczych nastrojów na koniec roku. Oby nowy przyniósł same dobre wieści!

CZEGO SOBIE I WSZYSTKIM ŻYCZĘ! Bawcie się szampańsko! I do zobaczenia w przyszłym roku (he he, fajnie to brzmi)!