Archiwum grudzień 2004


Wesołych Świąt!
Autor: dorothee
24 grudnia 2004, 15:29

No i mamy upragnione święta. W tym roku spędzę je wyjątkowo rodzinnie: dzisiaj u dziadków, kolejne dwa dni gościć będziemy rodzinkę u siebie.

Wczoraj bez reszty pochłonęły mnie przygotowania świąteczne. W tym roku udzielałam się w dziedzinie ubierania choinki (nikt nie chciał mi w tym pomóc, buuuu...!) i wysyłania życzeń świątecznych znajomym. Szczerze miałam już dość wymyślania rymowanych życzeń, ale chciałam być oryginalna, więc każdy dostał inny wierszyk lub inny tekst. Sama też zostałam zasypana serdecznościami, za co wszystkim dziękuję!

Nareszcie mam chwilę niezbędnego spokoju. Myślę, że te kilka dni wolnego jest mi teraz bardzo potrzebne, bo dostawałam już po prostu histerii. Za dużo problemów i różnych dziwnych sytuacji spadło na mnie w jednej chwili i trochę za mocno przytłoczyło. Co śmieszniejsze pewnie za jakiś czas będę się z siebie śmiała, bo wszystko okaże się błahostkami, wyolbrzymionymi do niebotycznych rozmiarów poważnych kłopotów. W końcu ludzie mają nierzadko poważniejsze powody do załamań lub płaczu. Dochodzę do wniosku, że zwyczajnie jestem wrażliwcem (wolę to określenie zamiast słowa: "panikara") i wszystko przeżywam ze zdwojoną intensywnością.

Dość już tego użalania się nad sobą! Mamy święta, trzeba się cieszyć, relaksować, wchodzić w nowy rok z uśmiechem. Tylko, że czasem to takie trudne........

Wszystkim do których nie dotały moje życzenia (choć nie dopuszczam takiej możliwości) życzę jeszcze raz: WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

... poezja ... poezja ...
Autor: dorothee
18 grudnia 2004, 21:00

"Tam - wysoko i najwyżej - między niebem a nadrzewiem

Włóczy się srebrnawo - cisza i znikomość.

Tak o tobie nic nie wiem, tak cudownie nic nie wiem,

Że miłością jest ta moja - niewiadomość!"

[Bolesław Leśmian Pan Błyszczyński]

Święta?
Autor: dorothee
18 grudnia 2004, 20:52

Dziwne będą święta w tym roku. Przyjdą, pójdą, nawet ich nie poczuję, bo i nie ma co myśleć o leniuchowaniu, kiedy tyle roboty czeka. Nie ma śniegu, nie ma nastroju, w ogóle nie czuję przedświątecznego rozprężenia... Kto jeszcze ma takie poglądy?

Coraz bliżej marzec, a w marcu powinnam mieć już wszystko zakute, przygotowane, namalowane, zanotowane, wydrukowane, oprawione, tymczasem nie nie zrobiłam, a co gorsza (jak siebie znam - a wierzcie, że znam dobrze) za wszystko zabiorę się w ostatniej chwili i będzie to totalna prowizorka pomimo niejednej zarwanej nocki. Nienawidzę takich strasznych profetyzmów dlatego, że są w większości nieuniknione i nieodwracalne. Odnoszę wrażenie, że to jeden z nich.

Totalnie zajmuje mnie ostatnio sprawa studniówki. I przejmuję się, i martwię, i nie mogę się doczekać. W sumie nie myślałam, że tak będzie mnie to obchodzić. W końcu to dosyć zwykła (w tradycji polskiej edukacji) i wcale nie jakaś niesamowita rzecz - po prostu uroczysta potańcówka, czym tu się przejmować. A jednak......

.......... DÓŁ ..........
Autor: dorothee
16 grudnia 2004, 19:04

Jestem w dołku... Trochę mi nerwy siadają i nic nie mogę na to poradzić, a ostatnimi czasy wszystko jest coraz bardziej nienormalne, złożone, sztucznie skomplikowane i w ogóle beznadziejne.

Studniówka przynosi wszystkim więcej niezdrowych emocji, niż faktycznej przyjemności. Problem na problemie i co gorsza wiele przypadków nie rokuje pozytywnego rozwiązania. Łatwo powiedzieć: bądźmy dobrej myśli. Chyba już nigdy nie będę dobrej myśli o czymkolwiek.

Poraża mnie też jak czasem ciężko jest być szczerym, jak bardzo ludzie potrafią być wobec siebie nieszczerzy, czasem dlatego, że inaczej nie potrafią, czasem dla zwykłej, perfidnej przyjemności podkładania komuś świni, a czasem (i to jest najgorsze i najbardziej przerażające) dlatego, że po prostu muszą być nieszczerzy.

Szukam ukojenia,ale nie bardzo wiem gdzie i jak go szukać. Nie mam pewności z resztą, czy tam gdzie chciałabym go szukać, zwyczajnie je znajdę. Po prostu jestem w takim dole, że stworzyłam chyba drugą depresję na terenie Polski (Żuławy Lubelskie ha ha ha) - chyba nie bez powodu ciężkie załamanie nerwowe nazywa się depresją........

Stasznie się jakoś wyzewnętrzniam... Może to niedobrze?

Odkryłam dzisiaj, że bardzo lubię poezję Leśmiana. Ach te "malinowe chruśniaki"............

Życiowe przypadki
Autor: dorothee
14 grudnia 2004, 19:26

Naciski dzisiaj na mnie były, żeby coś napisać nowego na blogu więc to czynię, choć o tylu rzeczach mogłabym pisać, że nie wiem czy się pomieszczę he he.... no! jak zwykle przesadzam.

Przygotowania do studniówki idą pełną parą. Po dzisiejszym dziesięciokrotnym powtarzaniu poloneza stwierdzam, że nigdy więcej tego nie zatańczę! Na zajęcia z malarstwa pofatygował się również pan kamerzysta i nakręcił pierwsze ujęcia naszego przyszłego studniówkowego filmu (przy głośnym sprzeciwie pani modelki, która na filmie być nie chciała - kamerzysta był cokolwiek zakłopotany). Na filmie mają szansę ukazać się takie klasowe zjawiska, jak "Copacabana" Amatorki Wszystkich Koni i "behemoty" Organisty (nie musicie wiedzieć, co to). Dzisiaj Naczelna Siła Gastronomiczna Kraju stwierdziła, że w życiu nie przypuszczałaby, że studniówka może przysparzać tylu problemów - podzielam!

Owa Siła Gastronomiczna nakazała mi napisać też o oświadczynach. Skąd oświadczyny mi się teraz wzięły? A no stąd, że to się okazuje ostatnimi czasy częstym zjawiskiem w naszej klasie. Całkiem poważne oświadczyny otrzymała Walentynka - była równie zszokowana, co cała klasa na wieść o tym. Facet absolutnie serio kupił jej pierścionek, co oczywiście spotkało się z dezaprobatą z jej strony (tak trzymać Walentyna! ;] ), w końcu dziewczyna nawet szkoły jeszcze nie skończyła, a osiemnastkę miała miesiąc temu! Szok, ale cóż.... samo życie....

Mnie też spotkały oświadczyny, jednak nie miały w sobie nic z powagi, a raczej dotknęły psora Ząbka jak sądzę (ale to złożona sytuacja he he). Oświadczyny Organisty (tego od 'behemotów" - cóż za niefart) oczywiście odrzuciłam, co nie przeszkadza mu mówić do mnie per "kochanie", "żono" itp. Chyba nie muszę mówić, że mnie to denerwuje...

Odnotować mogę także ciekawe zdarzenie sprzed kilku dni, a właściwie ciekawe zjawisko socjologiczne, mianowicie dwóch typków jadących autobusem, którym wracałam do domu po zakupach. Typki owe wracały z imprezy (jak się później okazało - trzydniowej), wyraźnie będąc jeszcze "pod wpływem". Rozmawiali tak głośno, że połowa autobusu znała historię poprzedniego wieczoru. Tematyka rozmów była różna: jeden z nich został obdarowany pluszową foką, którą obaj byli niesamowicie zachwyceni ("Ty! Ona jest normalnie zaj........sta!"), a zachwyt ten okazywali poprzez owej foki całowanie (bleeeeee!). Zachwyt wobec maskotki zobligowana była również okazywać dziewczyna, do której się przysiedli ("Prawda, że ładna foczka? Podoba się pani? To niech ją pani pocałuje! Niech ją pani posmyra!"). Następnie rozmowa uległa diametralnej zmianie - widocznie naszła ich chwila słabości, bo zaczęli narzekać na ciężar i beznadzieję życia. Szokujące było jak nagle mogli od tego przejść do wspomnień z imprezy, m. in. jeden z nich był święcie oburzony tym, jak ich znajomy potraktował matkę, która przyjechała po niego samochodem: koledze widocznie nie podobało się, że musi wcześniej z imprezy wyjść, a do tego słuchać uwag pod swoim adresem, wobec tego nakazał rodzicielce "zamknąć d....ę" ("Przecież gdybym ja tak do swojej powiedział, to bym trzydzieści razy po ryju dostał!!!"). Cóż... podsumowując scena ta przedstawiała się na tyle komicznie, że musiałam przez całą drogę do domu intensywnie wypatrywać czegoś za oknem, by nie pokazać Imprezowiczom, że się śmieję.

Zdaje się zatem, że Naczelna Siła Gastronomiczna Kraju będzie wystarczająco zadowolona z nowej noty, wobec czego do zobaczenia.