30 października 2005, 18:33
O Jezu! Ale mi się porobiło z szablonem!
ZA CHWILĘ DALSZY CIĄG PROGRAMU. ZA USTERKI PRZEPRASZAMY.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
O Jezu! Ale mi się porobiło z szablonem!
ZA CHWILĘ DALSZY CIĄG PROGRAMU. ZA USTERKI PRZEPRASZAMY.
Chyba wychodzę na prostą... Liczę na to bardzo mocno, bo karmiąc się własną żółcią i przeżuwając ciągle jakieś mniej lub bardziej urojone porażki, długo tak nie pociągnę. Menopauza pokazała wczoraj jakąś nieco bardziej ludzką twarz... Zechciała co nieco wytłumaczyć, z okazji świąt wypuściła nas wcześniej z zajęć... Nie pozostawiła nam nawet cienia nadziei, że podręcznik do "wstępu" może być kiedykolwiek choć odrobinę zrozumialszy, za to wyszło na jaw, że pani magister ma do wszelkich podręczników bardzo krytyczny stosunek. To nawet dobrze - zaszczepi w nas przynajmniej nieufność do naukowych tez i umiejętność posiadania własnego zdania. Krótko mówiąc dzięki niej wiem, że w pełni mam prawo nie zgadzać się ze zdaniem autora podręcznika - to w końcu nie Biblia. Chociaż to się jeszcze okaże na egzaminie, na ile to moje prawo będzie respektowane...
Od poniedziałku mam swój obiekt szczerego uwielbienia - i nie jest to obiekt płci męskiej. Spokojnie, nie odkryłam w sobie nagle skłonności "homo", jest to raczej wyraz czci, czysto z resztą platonicznej. A jej obiektem jest pani z sekretariatu SWFiS na AOS-ie. Dlaczego? Dlatego, że przywróciła mi wiarę w ludzi i pokazała, że można studenta traktować inaczej niż robala. Pani była bardzo miła, wysłuchała do końca o co pytam i spokojnie udzieliła odpowiedzi. Co więcej okazało się, że ze zwolnieniem z w-fu będzie jednak łatwiej niż myślałam, więc chcąc nie chcąc pani z sekretariatu stała się obiektem, na którym spoczęła moja wdzięczność i euforia.
Pierwsze kolokwium na horyzoncie... Trzeba by się zabrać wreszcie do nauki na poważnie. Mamy długi weekend - wymarzona okazja, żeby zabrać się za braki w wykształceniu ;)
Muszę podziękować Starej Znajomej i Bałkanofilowi za to, że zawsze umieją mi poprawić humor. No i przy nich mogę być od początku do końca sobą (nie muszę udawać świętszej i mądrzejszej niż jestem), ale takimi prawami rządzi się wieloletnia przyjaźń.
Znaleźliśmy sobie własny i nowatorski rodzaj rozrywki, ale szczegółów nie zdradzę, bo przestanie być nowatorski. Powiem tyle, że Bałkanofil ochrzcił go mianem "parkingu". Poza tym jestem już na 100% pewna, że nie należymy do szerokiego grona ludzi postrzeganych jako zdrowi psychicznie...
Przynajmniej jest pozytywnie. A o to przecież w życiu chodzi.
Widzę po twarzach i po komentarzach, że nikomu się na studiach nie podoba. Wszyscy narzekają, że jest gorzej niż źle... Ja niestety też nie mogę powiedzieć nic innego. Chyba już rozumiem, co wszyscy mieli na myśli, mówiąc że pierwszy rok jest najgorszy. Nie łammy się: i tak wiemy najlepiej, ile jesteśmy warci!
Chociaż faktem jest, że traktują mnie ciągle jak śmiecia i nie przestaje mi to przeszkadzać. Cholerna sprawa zwolnienia z w-fu nie przestaje mi zjadać wszystkich nerwów, bo tak na dobrą sprawę nic nie wiadomo i nie ma się gdzie dowiedzieć (czyli jak zwykle; po sześciu latach w naszej szkółce powinnam się już do tego przyzwyczaić, że nigdy nic nie wiadomo - może miałam po prostu nadzieję, że nareszcie będzie inaczej?). Wczoraj przemiła wizyta w przychodni akademickiej dała mi tylko tyle, że chciało mi się wyć ze złości. Baba była nad wyraz niemiła i nie dała mi nawet dojść do słowa, żebym mogła się dowiedzieć tego, co mnie naprawdę interesuje. Na AOS-ie też się niczego nie dowiedziałam. Próbowałam odszukać jakiś sekretariat, który się tym zajmuje, ale nie udało mi się to, bo w życiu nie widziałam bardziej nieprzejrzystego układu pomieszczeń w budynku. Obok siebie w jednym korytarzu znajdują się szatnie, pomieszczenia administracyjne, gabinety lekarskie, obiekty sportowe. Prawdopodobnie sekretariat znajduje się w bliskiej okolicy pływalni. Byłam tam nawet, ale nie sposób było się przebić przez stado samców, którzy z powodu braku miejsca w szatni przebierali się na korytarzu!!! Syf, bałagan - jestem załamana.
Przynajmniej Trąbie prawdopodobnie nie uda się zemsta (a przynajmniej odwlecze się w czasie) - w poniedziałek mamy godziny rektorskie, które obejmą również historię, przyszły poniedziałek jest dniem rektorskim z racji długiego weekendu, więc prawdopodobnie mamy dużo czasu na naukę. Trąba już nas niczym nie zagnie (chociaż to, że los nas chroni może ją trochę rozjuszyć...).
Za dwie godziny mam ćwiczenia. Wygłaszam referat wobec czego nie czuję się szczególnie komfortowo. Jestem przygotowana, ale to nie przeszkadza mi mieć stracha, bo Menopauza nie tylko nie raczy prowadzić ćwiczeń, ale nawet nie raczy poinformować, jak według niej powinien wyglądać referat. Więc tak na dobrą sprawę nie wiem nawet, czy jestem dobrze przygotowana. Oby...
Czemu jest tak kijowo???????
Jezusie! Ale lipa! Mam po prostu przerąbane! Ba! Cała grupa ma przerąbane! Wczoraj Trąba wyrzuciła nas z ćwiczeń, bo cała grupa przyszła nieprzygotowana. Może gdyby zażyczyła sobie literaturę nieco bardziej dostępną, było by inaczej. Dość, że nikt do tych dziwacznych książek nie dotarł, więc i nikt się nie odzywał, kiedy na forum grupy zadawała jakieś pytanie (np.: "Co możecie mi powiedzieć na temat Triady Wielkiego Inkwizytora?" <- ????? Jedyne co mogę powiedzieć to: co to do cholery jest?!). Mikrus próbowała ratować sytuację, ale na niewiele się to zdało, bo została tylko z góry do dołu objechana, że nic nie rozumie. Ratunek w postaci Niedoszłego Starosty (który zawsze się odzywa, czy wie, czy nie wie) również nie nadszedł, bo Trąba wyrzuciła go z zajęć już na samym początku, z racji spóźnienia (dokładniej: nie pozwoliła mu w ogóle wejść). Na pytanie: "Czy ktoś w ogóle zadał sobie trud pójścia do czytelni i skorzystania z książek na miejscu???" po sali nie przeszedł nawet szmer, a wszyscy spuścili głowy (sądzę, że było to zwyczajnie buntownicze, bo pewna jestem, że kilka osób z pewnością w czytelni było. Ja byłam, ale do książek i tak nie dotarłam), na co Trąba się roztrąbiła: "PROSZĘ PAŃSTWA! TO NIE JEST WYKŁAD! TU JA ZADAJĘ PYTANIA, A PAŃSTWO ODPOWIADACIE! ZA TYDZIEŃ WRÓCIMY DO TEGO TEMATU (O NIE! NIE MYŚLCIE SOBIE, ŻE TE ZAJĘCIA PRZEPADNĄ!) I WSZYSTKICH PRZEPYTAM! JEŻELI PAŃSTWO ZNOWU PRZYJDZIECIE NIEPRZYGOTOWANI, TO POMYŚLIMY O INDYWIDUALNYM ZALICZANIU MATERIAŁU (A OBIECUJĘ, ŻE W PYTANIACH BĘDĘ DOCIEKLIWA...). BĘDĘ OD PAŃSTWA DOTĄD EGZEKWOWAĆ TĘ WIEDZĘ, AŻ NAUCZYCIE SIĘ WRESZCIE KORZYSTAĆ Z CZYTELNI!!!". "Przyjemnie" się nam wszystkim zrobiło, tym bardziej, że jako grupa raczej milcząca na ćwiczeniach (tzn. niechętnie zabierająca głos - kto by pomyślał, że tacyśmy nieśmiali...?) już zapewne mamy niezbyt dobrą opinię (powiedzmy to otwarcie: jesteśmy postrzegani jako głupki), a teraz, kiedy "incydent" na historii rozejdzie się po wydziale (a Trąba już o to zadba), możemy się spodziewać, że w czasie sesji będziemy pierwsi na celowniku do odstrzału........ Jak na razie wszyscy mamy z historii minusy (co ciekawsze - łącznie z Niedoszłym Starostą, którego przecież nie było).
Póki co mam na głowie dwa referaty do przygotowania i tonę materiału do zakucia. Jest niewesoło, bo każdy kolejny dzień pogłębia tylko mój dołek psychiczny, a i fizycznie jestem wykończona i bez przerwy boli mnie głowa. Muszę coś szybko ze sobą zrobić, bo skończę studia w styczniu.
W odpowiedzi na komentarz Hobbitha: doskonale cię rozumiem, bo początkowo też sądziłam, że nie uda mi się w ogóle nawiązać jakiegokolwiek kontaktu z grupą. A teraz mam dwie dobre koleżanki i zdążyłam już wymienić kilka numerów telefonów. Czasem trzeba po prostu więcej czasu...
Bleeee, zabrzmiało jak cytat z poradnika, albo porady z głupiego babskiego pisma ("Napisz do Joli" czy coś w tym stylu). Kto mnie z resztą uprawnił do dawania rad, jeżeli sama sobie nie radzę??? Potraktujmy to z przymrużeniem oka.
He he, akcent optymistyczny na koniec: dlaczego ja dostaczam utworów literackich studentce polonistyki??? Kuriozum... Poza tym zdaje się, że przynajmniej ze zwolnieniem z w-fu będzie łatwo. Oby...
O mamo! Jak mnie wszystko boli! W-f z Marianem - fanatykiem sportu może się źle odbić na zdrowiu, jak np.: na moim odbiło się w postaci zakwasów, które trzymają mnie już trzeci dzień.
Jest kijowo! Mam chyba znowu jakiegoś doła, bo studia w ogóle mi się nie podobają. Nie w sensie, rzecz jasna, ich wyboru. Może jak na razie sama politologia ogólna nie przedstawia się szczególnie interesująco (powiedzmy to otwarcie: jest nudna jak flaki z olejem!) - ale rozumiem to doskonale, że zanim wybiorę specjalność, która rzeczywiście mi odpowiada (a będzie to dopiero za dwa lata), muszę opanować pewną wiedzę podstawową, jednakową dla wszystkich, którą posiadać powinnam (a jak wiadomo z tym bywa różnie, he he...). Mówiąc, że jest do kitu, mam raczej na myśli usposobienie co poniektórych "magisterków", którzy zachowują się np.: tak jakby przechodzili właśnie menopauzę, albo odwracają zupełnie proces nauczania, wymagając opanowania wiedzy, którą "wykładać" będą dopiero na następnych zajęciach. "Wykładać" piszę w cudzysłowie, bo "wykładanie" owo polega na odpytywaniu grupy z tego, co przeczytali i dziwieniu się, że grupa czegoś nie rozumie. Ale jestem tylko studentką (czyt. zerem) i "kobietą - puchem marnym", więc nie mi kwestionować pewne metody pedagogiczne.
Dobija mnie po prostu fakt niedostępności książek. Mija drugi tydzień studiów, a ja zupełnie nie mogę się skupić na nauce, bo ciągle mnie martwi, skąd wezmę książki, żeby się przygotować na następne zajęcia. Biblioteka główna oczywiście działa pełną parą (nawet wydała mi już kartę biblioteczną) i w tym właśnie tkwi problem, że działa tak dynamicznie, bo wszystkie potrzebne mi pozycje są wypożyczone przynajmniej do grudnia, a nieszczególnie mnie to urządza w sytuacji, kiedy są mi potrzebne "na wczoraj". Biblioteka wydziałowa, owszem, działa, ale nie myśli nawet o zakładaniu kont czytelniczych, tak więc wszelkie książki poza bibliotekę wypożyczane są w zastaw za legitymację studencką i co najwyżej na godzinę na ksero. Nie ma co marzyć o wypożyczeniu książki na tydzień, uzyskanie pozwolenia na jeden wieczór graniczy z cudem! Zostają jeszcze inne biblioteki publiczne, ale ja nie mam czasu na to żeby poznawać zasady ich działania. Trzeba będzie jednak ten czas znaleźć...
Strasznie mi to psuje krew... potwornie... fatalnie...
Przyznaję! Przyznaję bez bicia! Nie spodziewałam się, że będzie tak trudno. Ale to nie tajemnica, że jestem głupia i naiwna. I błędem było chyba utwierdzać się w przekonaniu, że w ogóle do czegoś się nadaję. Niska samoocena gwarantuje przynajmniej brak takich przykrych niespodzianek, jak odkrycie nagle, że z niczym sobie nie radzę...
Chyba szkoda sobie oczu wypatrywać na czytaniu takich żałosnych utyskiwań. Apeluję do czytelników o natychmiastowe przerwanie lektury!