Archiwum maj 2004


Jedziemy na wycieczkę, bierzemy misia w...
Autor: dorothee
19 maja 2004, 19:57

... a misio fiku - miku - narobił w teczkę siku! To taka mała retrospekcja z dzieciństwa!

Jest to moja ostatnia notka przed plenerem - wyjeżdżam jutro na tydzień, więc musicie uzbroić się w cierpliwość, bo nie wiem kiedy tu ponownie zagoszczę (po plenerze mam 5 klasówek i próbne matury :~( ).

Z dużym trudem się spakowałam - wiedziałam od początu, że bagaż będzie duży, ale nie sądziłam, że do tego stopnia! Jakoś się upchnęłam... Dzięki Bogu nie jadę PKS-em tylko prywatnie (samochodem), bo nie wyobrażam sobie siebie z tym tobołem (mam na myśli plecak) na kolanach, siedzącą na trzeciego w ledwo jadącym gruchocie, pełnym dziwnie przyglądających mi się sędziwych pasażerów, jadących do Nałęczowa na inhalacje! Brrrrr.... <: ()

Praca nad moją stroną internetową idzie na razie powoli... ale konsekwentnie! Czekajcie, a się doczekacie! (parafrazując taką jedną bardzo starą księgę).

Specjalnie dla Starej Znajomej:

Mam smoka i nie zawaham się go użyć!

Plener! Plener!
Autor: dorothee
12 maja 2004, 20:43

Plener coraz bliżej! W odpowiedzi na pytanie Anety: jedziemy do Kazimierza Dolnego. Dzisiaj ostatecznie dowiedziałam się, że jedziemy PKS-em i nie mam zielonego pojęcia, jak ja się do rzeczonego PKS-u zmieszczę z plecakiem, farbami, blejtramami i sztalugą! A propos to dzisiaj właśnie zakupiłam blejtramy i dokonałam próbnego doniesienia ich do domu, tzn.: z Al. Kraśnickich na Czechów. Muszę przyznać, że łatwe to nie było i zastanawiam się jak to będzie w drodze do Kazimierza...? Oj, cienko.........

Nie mogę się na niczym skupić - już żyję tylko plenerem. Gdy mam świadomość, że za kilka dni zamiast w szkole, będę się wygłupiać gdzieś na rynku w Kazimierzu, to po prostu nie chce mi się do niczego zabierać.

Wczoraj Steffa rzekła: Che, chee! Dzieci! Czytajcie "Potop"! Łatwo powiedzieć...........

___...>melancholia<...___
Autor: dorothee
11 maja 2004, 14:16

Ech.... jeszcze trochę ponad tydzień i jadę na plener. Powinnam się cieszyć, ale kiedy obserwuję całą organizację wyjazdu, to po prostu mi się odechciewa gdziekolwiek się ruszać. Zwyczajnie nie chce mi się tym martwić! Myślę, że ostatecznie będzie fajnie, ale w naszej szkole żadna wycieczka nie może się odbyć bez napsucia mi krwi...

Dzisiaj pierwszy dzień matur! Widziałam w internecie tematy z Podkarpackiego - trudne, ale możliwe do napisania. Poza tym dzięki maturom nie miałam lekcji, choć oczywiście nie mogłoby być za pięknie, więc dzisiaj pisaliśmy próbną próbną maturę z języka polskiego. Jeżeli tak będzie wyglądać próbna w czerwcu i prawdziwa w przyszłym roku, to chyba nie zdam!

Czemu jest tak zimno?!?! Ja mam jechać na wycieczkę, a tu deszcz i wiatr, wiatr i deszcz... Zaczynam podejrzewać, że ściągam złą pogodę - gdzie bym nie pojechała, tam zaraz będzie padać!

Wszystko się ostatnio wali! Chyba znowu mnie dopada chandra... Lepiej zajmę się tworzeniem dawno obiecanej strony internetowej. Niedługo zobaczycie wynik!

Z życia agenta....
Autor: dorothee
08 maja 2004, 18:39

No to mam za sobą połowę osławionego "kursu komputerowego". Nie powiem żebym się dużo nauczyła, ale zajęcia trwały od 9:00 do 12:00 i reszta dnia była wolna, więc nie mogę narzekać.

Kilka dni temu 1/3 Dyrekcji wystąpiła z inicjatywą zaproszenia do szkoły trupy teatralnej. Rzeczona trupa zjawiła się w czwartek z zamiarem wystawienia spektaklu antyalkoholowego (na który mało kto miał ochotę). W związku z egzaminami w szkole znajdowało się niewielu uczniów, więc wszystkie wyjścia zamknięto na klucz by zapełnić "audytorium". Ja znalazłam się w grupce unikającej przedstawienia i w tym celu najpierw przemykającej po szkole w ukryciu przed wzrokiem Dyrekcji, potem usiłującej uciec oknem w sali od biologii (odważyła się skoczyć tylko Walentynka - dla niej i dla sorki od biologii - pozdrowienia!), a ostatecznie wypuszczonej w ogromnej konspiracji głównym wyjściem przez portierkę. Akcja godna szpiega!

Z bratem postanowiliśmy zrobić skanowanie antywirusowe. Tego chyba jeszcze świat nie widział: 78 trojanów!!! Czy zasłużyliśmy na wpis w Księdze Rekordów Guinnesa?

Z Michasią wybrałyśmy się na Kozienalia. Michasia to zawsze sprytnie coś załatwi - tym razem miała wejściówki. Grała Renata Przemyk, Raz Dwa Trzy i nasza "ukochana" Lubelska Federacja Bardów, przemianowana na Federację ("Paanie, jam Dawid - Syn IIIIzaaaaj..." skąd my to znamy... he he ;] ). Nawet było nieźle, obyło się bez większych incydentów. Michaśka, jak ty to robisz, że zawsze coś wygrasz albo załatwisz?!

No i co gimnazjaliści? Jak wam poszło? Jestem pewna, że doskonale, mimo że tegoroczne arkusze były mocno porąbane! Mam nadzieję, że wy będziecie trzymać kciuki, gdy ja będę pisać nową maturę, brrrrr.....!

Bez tytułu
Autor: dorothee
04 maja 2004, 20:05

Po ostatniej wizycie rodzinki stwierdzam, że jest ona cudowna! Jak wiadomo nasze plany dotyczące grilla spaliły na panewce. Brak klucza do altanki na działce nie zniechęcił nas jednak na tyle, by zrezygnować ze spotkania. Rodzina zawitała do nas i urządziliśmy pierwszy w historii "grill domowy": kiełbaski upiekliśmy w piekarniku, polaliśmy musztardą i ketchupem i wyobraziliśmy sobie, że jesteśmy na działce. Najlepszą wyobraźnią wykazała się moja mama, która zaproponowała konsumpcję kiełbasek na jednorazowych talerzykach :))))

Pomysłowość ludzka czasem przechodzi wszelkie granice (nawet zdrowego rozsądku)! Ale czemuż by nie jeżeli może być przyjemnie i śmiesznie...?

Dyrekcja naszej "kochanej szkółki" postanowiła wykazać się odrobiną człowieczeństwa i zorganizowała naszej klasie 16-godzinny kurs komputerowy w czasie matur i egzaminów gimnazjalnych (zamiast lekcji rzecz jasna). Żeby nie było ani za przyjemnie, ani za łatwo zakończy się on egzaminem. Już życzę sobie powodzenia ;)

Z Michasią ponownie włóczyłyśmy się dzisiaj po mieście i ponownie to ja byłam inicjatorką tej włóczęgi. Nie była ona bezcelowa - cel oczywiście osiągnięty, niemniej jednak snując się po Deptaku myślałyśmy, że po prostu wyparujemy. Lubię słoneczko i ciepełko, ale jak wiadomo: co za dużo - to niezdrowo!