Archiwum czerwiec 2007


Wakacji mi się już chce
Autor: dorothee
25 czerwca 2007, 12:42

Ufff... Boże, jak mi się już nie chce. Jutro ostatni egzamin, potem za tydzień poprawka, a poza tym mnóstwo papierkowych formalności i szukanie pracy. Kocioł, po prostu kocioł. A mi się chce tak po prostu posiedzieć w ciszy i myśleć o niczym. Strasznie mi się chce wakacji, oj strasznie. Niestety obawiam się, że z wakacji już wyrosłam. Powinnam już raczej myśleć w kategoriach urlopu.

Z wiedzą moją na jutrzejszy egzamin nietęgo. Nauka przy rodzinie graniczy z niemożliwością. A kiedy na dodatek większość tej rodziny ma wolne i kręci mi się ciągle przed nosem, to jest już tragicznie. Prawda jest taka, że ostatnio potwornie trudno mi się skupić i mimo moich rozpaczliwych prób i starań, niewiele udaje mi się nauczyć. Szczęście do pytań też mnie jakoś opuściło, więc nie wiem, jak to jutro będzie. Chciałabym oczywiście myśleć, że będzie dobrze, ale to jest równie trudne.

W weekend miałam okazję się trochę odprężyć. Wybrałyśmy się z Messaliną na Noc św. Jana do skansenu i było (cytując "Włatców Much") "zajebiaszczo". Ach te "kochanowskie" klimaty. Wróciłam nad ranem w doskonałym nastroju i w pełni usatysfakcjonowana dobrą zabawą, ale teraz mam moralniaka, bo może trzeba było się uczyć zamiast balować.

A teraz powinnam się uczyć zamiast siedzieć w necie. Więc znikam.

Mam karabin! ;)
Autor: dorothee
19 czerwca 2007, 15:35

No i dałam ciała! Dziś, po raz pierwszy w życiu oblałam egzamin (to i tak za późno - powiedzieliby złośliwi). A myślałam, że będę mogła się cieszyć "nieposzlakowaną opinią". A tu taka niespodzianka (choć większy szok niż ja przeżyło chyba moje otoczenie). Ale spodziewałam się w sumie takiego zakończenia - że szczęście do pytań, które mi ostatnio sprzyjało, wreszcie mnie opuści. Tylko cholera, dlaczego akurat dziś??? Kopniaki na szczęście nie pomogły...

Ale może to i dobrze...? Przynajmniej nie można mnie już nazwać dziobakiem (tudzież kujonem, jak kto woli) ;) Z drugiej strony to nieco komplikuje sytuację w paru miejscach. A najgorzej żal stypendium, bo było już tak blisko. A z oceną z poprawki niestety stypendium motywacyjnego mieć nie można. Trudno, trzeba teraz stawić czoła nowej sytuacji.

A będzie to tylko jeszcze jeden element tej "nowości". Najważniejszym powiewem nowego jest chyba moja decyzja o podjęciu drugiego kierunku. Po długim namyśle się zarejestrowałam, chociaż po dzisiejszym egzaminie przestaję chyba wierzyć, że sobie poradzę. Ale przecież zawsze mogę zrezygnować, a spróbować nie zaszkodzi. Kto wie, może mi się nawet spodoba...? Nie ukrywam, że moja decyzja ma podłoże czysto pragmatyczne - skoro wszyscy, to i ja, nie mogę przecież pozwolić, żeby mnie wygryzła konkurencja. Każdy dodatkowy papier jest przecież na wagę złota. Chociaż właściwie nie - na zmywaku w Londynie jest raczej niewiele wart.

Oj... już mnie wymęczyła potwornie ta sesja, a przecież jeszcze jeden ogromny egzamin przede mną (nie wiem, czy nie najtrudniejszy) - historia. Mam jakiś kryzys - chyba za dużo zakuwania, mój mózg nie chce już przyjmować żadnych nowych wiadomości, a tu jak na złość trzeba jeszcze raz wsiąknąć w książki. I jak na złość z racji poprawki mojego dzisiejszego "wyczynu" - to jeszcze nie koniec! Ale dam radę - muszę dać!

Aga stwierdziła wczoraj, że poprzednia sesja podziałała na nią deprymująco na tyle, że teraz trudno jej się zmobilizować do nauki. Kiwałam głową ze zrozumieniem, ale dopiero dzisiaj mogę powiedzieć, że to naprawdę rozumiem. Nie wiem, czy to z niewyspania, czy ze zniechęcenia, czy z niewiary, ale już czuję, że nie chce mi się więcej uczyć. I gęsiej skórki dostaję na samą myśl, że muszę się tego wszystkiego uczyć jeszcze raz i od początku. No powiedzcie sami: czy nie może się już od tego zrobić niedobrze?

Taaak... teraz trzeba pomyśleć o jakiejś pracy na wakacje. Tak czy siak czegoś bym szukała, ale teraz to już po prostu muszę. Nie lubię musieć, wolę chcieć.

Dziekuję wszystkim za słowa pocieszenia. A jutro zabalujemy! Może właśnie takiego odprężenia mi potrzeba...?

Chciałam, żeby nie wyszła za gderliwa ta notka, ale nawet to mi się dzisiaj nie udało ;) No to sobie pogderałam. I jak powiedziała moja Rodzicielka: "Żołnierz bez dwóji, to jak student bez karabinu". No to ja już mam karabin ;))