Archiwum wrzesień 2007


Homo wariatus
Autor: dorothee
Tagi: start   kac   szał  
30 września 2007, 18:39

Zacząć należy od tego, że impreza wczorajsza wyszła fantastycznie. Może nie byliśmy w pełnym składzie, ale towarzystwo i tak było doborowe, było zabawnie, na luzie i moja niespodziewajka dla solenizantów też się podobała, więc jestem wniebowzięta. Ja to jednak lubię ludzi obdarowywać - chyba lubię sprawiać przyjemność, bo mi też jest wtedy przyjemnie, że ktoś się cieszy. Ale może to samobójcze wyznanie - teraz będę musiała założyć jakąś linię produkcyjną, czy coś... ;)

A tak na poważnie, zaczynam już powoli wariować. Wiem ile zawirowań na uczelni mnie teraz czeka i czuję, że trochę mnie to przerasta. Chciałabym żeby wszystko na wstępie było jasne, niestety tak nie jest. A ja się bardzo boję, że zrobię coś źle. Ale dam radę, bo muszę. I wiem, że już niedługo wszystko się wyjaśni. Szkoda, że ta świadomość wcale mnie nie uspokaja. Panie Boże, ześlij mi jakąś taryfę ulgową ;)

Zastanawiam się, czy nie zapisać się ponownie na w-f, w końcu jego brak zaczynam już odczuwać w kościach, a muszę coś zrobić zanim całkiem stetryczeję ;) Ech.. czas pokaże...

Dlaczego czasem nie da się przyspieszyć biegu niektórych spraw..? A jest kilka, które chciałabym już mieć za sobą. Nic to! Muszę się uzbroić w cierpliwość.

Nie lubię się znowu czuć jak pierwszaczek - wysoce niekomfortowe uczucie. Chciałabym umieć się nie przejmować, jak niektórzy. Skrycie podziwiam taką życiową postawę, bo zdecydowanie przedłuża życie ;)

Zlośliwość rzeczy uczelnianych
Autor: dorothee
Tagi: chaos  
27 września 2007, 12:37

Ja to się chyba jednak nigdy nie nauczę! Nie nauczę się, że nie warto tracić czasu i energii na marsz na wydział przed 1 października, bo i tak się niczego nie dowiem. Jednak mimo tej świadomości, ja co roku robię to samo - czyli strzępię podeszwy w drodze na Alma Mater, żeby zastać pustą tablicę ogłoszeń i nadal żyć w niewiedzy. Po prostu wciąż mam złudzenia, że uda mi się wszystko pozałatwiać z wyprzedzeniem i pierwszy tydzień nauki będę mogła poświęcić na kompletowanie sylabusów i książek, a także powitania z przyjaciółmi, a nie na stanie w długich kolejkach do dziekanatu.

Ale nie! Nie dane mi jest chyba nigdy załatwić cokolwiek na spokojnie, a nie w ostatniej chwili. A w tym roku dziekanat po prostu przeszedł sam siebie. Nie ma podstawowych informacji, np o tym, na jakiej specjalności i w której grupie jestem, za to po południu będą plany zajęć. Tylko po jaką cholerę mi plany, skoro nie wiem nawet, który z nich jest mój?!

Tak więc mój pierwszy tydzień na uczelni, pod względem formalności i terminów, przedstawia się po prostu przerażająco. Chciałam, żeby było inaczej, ale widocznie nie może być. Trzeba się z tem pogodzić i po 1 października działać prężnie i szybko. 

 

Tymczasem w sobotę szykuje się wydarzenie grupowe z cyklu Saturday Night Fever, tym razem mam nadzieję, że bez interwencji policji, tudzież sąsiadów ;) Oczekuję z niecierpliwością, choć nie omieszkałam i w związku z tym wydarzeniem utrudnić sobie w pewien sposób życia. W jaki, niestety nie mogę powiedzieć, dość że to irytujące.

Ech, nie wiem, nie klei mi się notka. Właściwie miałam chyba ochotę sobie trochę ponarzekać, a skoro sobie ponarzekałam, to nie pozostaje mi nic innego jak zaniechać dalszego pisania. Do usłyszenia w nowym roku akademickim. Ciekawe co przyniesie tym razem? 

A tak przy okazji...
Autor: dorothee
Tagi: wariackie papiery  
25 września 2007, 10:40

A tak przy okazji, skoro już tu jestem po długiej nieobecności, to nie mogę się powstrzymać, by nie podsumowac jakoś mojego aktualnego stanu ducha. Otórz szaleję mili państwo, ale nie w sensie hedonistycznych uciech cielesnych, ani też nie w sensie dysfunkcji psychicznych. Prawdę powiedziawszy sama już nie wiem, w jakim sensie. Faktem jest natomiast, że znajduję się ostatnio w stanie jakiegoś dziwnego pobudzenia, jakiegoś niepokoju. To chyba końcówka wakacji tak na mnie działa, a jeszcze silniej chyba widmo zbliżających się perturbacji formalnych, to jest całej tej papierkowej gorączki związanej z rozpoczęciem drugiego kierunku, specjalnością, proseminarium, fakultetem, immatrykulacją, zgrywaniem planów zajęć, poznawaniem nowych ludzi, ponownym pojednianiem z biblioteką i .... ufff, już nie będę chyba więcej wymieniać, bo krew się w żyłach ścina. Mam też jeszcze po drodze kilka przedsięwzięć własnych do zrealizowania, a więc kocioł istny nade mną i wokół mnie i we mnie co gorsza! Zawsze twierdziłam, że lubię się tak uwijać, jak w ukropie, lubię mieć przeładowany plan dnia, bo wtedy umiem się lepiej zorganizować. A gdzież tam! Nieprawda! Ja wcale nie lubię takiego zamieszania, ja uwielbiam mieć wszystko pod kontrolą! Mam tymczasem wrażenie, że rozciąga się przede mną perspektywa ciągu zdarzeń, co do których pojęcie kontroli nie ma żadnego zastosowania. I bądź tu człowieku optymistą... Moje szaleństwo zatem zdaje się być jak najbardziej na miejscu. A niepokój wywołany jest lękiem przed tym, że coś się może nie udać - a tego bym bardzo nie chciała. Boję się po prostu, mam cykora zwyczajnie. Czuję się, jakbym znowu była na pierwszym roku. Hmmm..., gdyby się nad tym głębiej zastanowić, to właściwie jestem ;)

 A jakby tego było mało nagle odcięli nam ciepłą wodę - licho wie - złośliwość, czy awaria...? W konsekwencji nie mam nawet jak się umyć, a tyle rzeczy do zrobienia... Niebywała złośliwość losu!

 

A swoją drogą, czy zauważyliście jak mi podskoczył poziom językowej ogłady? ;) Tryskam elokwencją po prostu! Tak to jest, gdy można wreszcie poczytać coś innego, niż język naukowy. I oby tak dalej! 

Mądrych słów kilka
Autor: dorothee
Tagi: patriotyzm  
25 września 2007, 10:31

Dla mnie patriotyzm jest wartością. To znaczy czymś pozytywnym. Postawą wolną od demagogicznych podniet, od paranoicznego węszenia za wrogiem. Postawa na rzecz czegoś, a nie przeciw komuś. Na rzecz godności, która wiąże się nieodmiennie z szacunkiem dla ludzi innego pochodzenia, innej wiary. Bo uznanie różnorodności kulturowej, różnorodności pamięci pokoleń, rozmaitość tradycji wzbogaca wspólnotę państwową.

Prof. Bartoszewski

 

To chyba nie wymaga komentarza, poza jednym: zgadzam się całym sercem. 

Yes, yes, yes!
Autor: dorothee
Tagi: zdałam  
13 września 2007, 11:09

"Yes, yes, yes!" ;) Wygląda na to, że nareszcie mam czwarty semestr za sobą: we wtorek szczęśliwie udało mi się zdać poprawkę, więc indeks leży już w dziekanacie i czeka na wpis na trzeci roczek.  Jestem przeszczęśliwa w związku z tym i nareszcie w pełni odprężona - przecież dopiero mam prawdziwe wakacje, nie wisi już nade mną wizja żadnej nauki przed 1 października - szkoda jedynie, że to potrwa tylko 2 tygodnie. Ale sama jestem sobie winna...

Jestem zaskoczona przy okazji - na egzamin szłam bez wielkiej wiary w powodzenie - prawdę powiedziawszy nastawiałam się już na komisa. I nagle okazało się, że zdałam, choć pytania miałam takie sobie, a pan profesor wysłał wcześniej koło 30-tu osób na warunki. Pod drzwiami: stres, panika, załamanie - wszyscy po prostu szaleli. Ja czułam ogromną presję, że muszę zdać, ale jakoś nie wierzyłam, że potrafię. Z gabinetu wyszłam w ciężkim szoku. A potem policzyłam, że aż 10 osób trzymało za mnie kciuki, więc chyba nie miałam wyboru - musiałam zdać ;) W końcu tyle osób powiedziało mi, że będzie dobrze, że nie mogło być inaczej.

Wczoraj zdążyłam już oblać zdany egzamin. Oblać szampanem rzecz jasna ;) A dziś mam kaca i lenia.

Przede mną dużo zawirowań: wyniki rekrutacji na specjalności, immatrykulacja na dziennikarstwie, papierkowa robota z IOSem, zapisy na proseminarium. Ale dam radę - muszę dać!

Póki co odpoczywam i nie chcę się niczym martwić. Mogłoby być jeszcze tylko odrobinę cieplej w tej końcówce wakacji. Ale może ja za dużo wymagam?