Archiwum październik 2007


Trzeba działać!
Autor: dorothee
Tagi: aktywizacja  
28 października 2007, 19:53

Ech... przede wszystkim zacznę od tego, że już mi lepiej. To jednak prawda, że kiedy trzeba wyzdrowieć, to się wyzdrowieje w mgnieniu oka. A ja faktycznie ostatnio nie narzekam na nadmiar czasu, więc żadne choroby nie wchodzą w grę.

Jest mi również lepiej także od tej drugiej - niecielesnej - strony. Bo trzeba wam wiedzieć, że zdarzyło się ostatnio parę miłych rzeczy - miłych dla mnie, krótko mówiąc zostałam kilkakrotnie doceniona, może nawet trochę przeceniona, więc bardzo mi to poprawiło samopoczucie (czy ja jestem próżna?).

Powolutku, na razie jeszcze nieśmiało, ale jednak - aktywizuję się. Trzeci rok studiów w końcu - trzeba zacząć coś robić. Wiem, że łatwo nie będzie, ale ja przecież nie należę do osób, które by sobie ułatwiały życie, raczej generalnie je sobie utrudniam -> żywot człowieka ambitnego ;)

Ale prawdą jest, że dużo się ode mnie wymaga. Oczekiwania wobec mnie są niekiedy bardzo wyśrubowane, o czym się ostatnio z czyjejś strony dobitnie przekonałam i wzbudza to mój niepokój, czy podołam tym wymaganiom. Czas pokaże. Najważniejsze, to nie zniechęcać się na wstępie (a to ostatnio moja domena).

Na razie o niczym nie mówię otwarcie, żeby nie zapeszać. Ale jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to w moim życiu znowu zacznie się dziać coś nowego. Ode mnie zależy, czy zacznie, jak zacznie i co ja z tym dalej zrobię. Jedno jest pewne: trzeba działać. I niech to będzie moja dewiza. Ahoj! 

Ręce opadają
Autor: dorothee
Tagi: sparzyłam się  
14 października 2007, 19:25

Chciałabym napisać coś sensownego na temat paru ostatnich dni, a właściwie tygodni, ale jakoś nie mam nawet siły o tym myśleć. Tendencja jest jedna i stała: czego się nie dotknę, to spieprzę. Już mi ręce opadają...

Napadają mnie regularnie wątpliwości, czy robię dobrze, czy dam radę i jedna, natrętna myśl: po cholerę mi to było?! Wszystko wydaje mi się takie trudne, co więcej - dla mnie nieosiągalne. Mam wrażenie, że nie podołam. Czy to już depresja?

Faktem jest, że mój ambitny plan bierze w łeb, bo trochę mnie przerasta. Dużo stresów, niedosypianie, niedojadanie i efekt jest taki, że jestem chora. Ale nie wybieram się do lekarza, bo od razu wpakuje mnie do łóżka, a ja mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia. Przynajmniej nie w tym tygodniu. Jak przeżyję do natępnego? - nie wiem.

Tłumaczę sobie, że muszę się teraz przestawić na nowy tryb życia, że tylko początki będą takie trudne, a potem się przyzwyczaję. Problem polega jednak na tym, że wcale w to nie wierzę.

Tak się zarzekałam, że idę na w-f! Gdzie tam! Zwolniłam się - i była to chyba jedyna rozsądna decyzja z mojej strony ostatnimi czasy.

Więzy towarzyskie się rozluźniły. Spełniła się moja przepowiednia, że rozejdziemy się na różne specjalności i kontakt nam się urwie, albo ograniczy do konwencjonalnego: "Cześć! Jak tam?" w przerwie na korytarzu. Prawdę powiedziawszy żałuję, że się nie myliłam. 

Niby tyle osób jest wokół mnie... Dlaczego więc czuję się sama jak palec?!

No tak... trochę trudności i chowam głowę w piasek. A ludzie przecież mają sto razy większe problemy i stawiają im czoło. A ja ledwo się zraziłam i chciałabym już ze wszystkiego rezygnować. Weź się w garść dziewczyno! Zrzućmy to smęcenie na karb gorączki. Do usłyszenia, mam nadzieję - w weselszym tonie.