Najnowsze wpisy, strona 16


Leń u korytka :)
Autor: dorothee
26 października 2006, 21:13

Po sobotniej imprezie uaktywnił się we mnie taki leń, że nie mogę wyjść z podziwu. Nadludzkim wysiłkiem zmuszam się ostatecznie do jakiejś roboty, ale świadomość, że istnieje dla niej tyle przyjemniejszych alternatyw, nie jest szczególnie pomocna. ;) A poza tym wizja długiego weekendu już tak blisko (zwłaszcza, że moja przedsiębiorcza grupa poprzesuwała sobie zajęcia tak, by na uczelnię wrócić dopiero w piątek, więc w perspektywie mam 6 dni wolnego!).

Tak więc robię tylko tyle, ile muszę. ;) A wczoraj na ten przykład zamiast spędzać godziny w czytelni, wybrałam przyjemniejszą alternatywę wspólnego obiadku u Mikro. Zgarnęłyśmy Kayę i chłopaków i przygotowałyśmy sobie "korytko" (podczas gdy chłopaki czytali gazetę - możnaby zatem rzec: tradycyjny podział obowiązków) :)) Taaak, było baaardzo przyjemnie. ;p

Byłam dziś w szkole jazdy i wykupiłam doszkalanie. Cóż... przekonam się w poniedziałek, ile zapomniałam... :)

Od pewnego czasu jakoś mi tak dziwnie... Tylko czemu właściwie? Chyba wiem czemu... Wiem, ale nie powiem! :)))

Zemsta nietoperza
Autor: dorothee
24 października 2006, 15:44

Ma Soeur popełniła mały sabotaż i podkablowała mi na rodziców - otóż okazuje się, że są na mnie źli, bo rzekomo się nie uczę, tylko się "szlajam" po imprezach. Kiedy tylko wybywam z domu, to zaczynają się na mnie najazdy. To w sumie ciekawe, bo w zeszłym tygodniu siedziałam codziennie przynajmniej 3 godziny w bibliotece, kładłam się spać późno w noc, bo musiałam robić różne fascynujące rzeczy, jak historia czy system polityczny RP, a i przed samą imprezą w sobotę też siedziałam w czytelni pół dnia nad materiałem na poniedziałek. Wydawało mi się więc, że zasłużyłam na trochę odpoczynku i rozrywki, żeby to wszystko trochę odreagować. Ale widocznie to, że mnie nie ma w domu całymi dniami, bo siedzę na uczelni to jeszcze za mało, żeby zasłużyć na imprezę. Traf chciał, że akurat zbiegły się dwie, tydzień po tygodniu... Wygląda faktycznie jakbym nic innego nie robiła, tylko balowała. Tyle, że to zbieg okoliczności...

Mam poczucie krzywdy: tak naprawdę nie widzą, co robię przez cały dzień, o której się kładę spać, ile czytam i się przygotowuję, ale mają już na mnie gotowy pogląd, który niestety w stopniu całkowitym mija się z prawdą. Myślałam, że klosz jaki nade mną roztaczali aż do klasy maturalnej, już mnie nie dotyczy (w końcu ile ja mam lat do cholery?!) - jak widać przeliczyłam się. Niestety życie studenckie wygląda trochę inaczej niż to sobie wyobrażają...

Chyba dojrzewam powoli do momentu "wyfrunięcia z gniazda". Mieszkanie z rodziną staje się dla mnie coraz bardziej kłopotliwe...

Rodzice są jak nietoperze - nic nie widzą, nie słyszą, a wszystkiego się czepiają - nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek się z tym zgodzę. A jednak...

"Andrzej! Jak jest, Andrzej?" :)))
Autor: dorothee
23 października 2006, 12:47

Ekhm.....!

 

 

Młodość znowu się wyszumiała...

Młodość musi się wyszumieć :)
Autor: dorothee
19 października 2006, 22:08

Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,

Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli.

Mądre słowa Jana Kochanowskiego. I świetne podsumowanie imprezy u Mikro sprzed tygodnia. Boże, przecież to tylko tydzień minął, a ja mam wrażenie jakby to był cały miesiąc. Tydzień był faktycznie paskudny pod względem nawału roboty i nagminnego braku snu, ale już tylko dzień do weekendu i mam nadzieję sobie to trochę odbić (chociaż trochę odespać, bo o prawdziwym leniuchowaniu nie ma mowy - znowu biblioteka zaprasza mnie w swoje średnio gościnne progi). Nawet nie chce mi się o tym myśleć. Przepotwornie boli mnie głowa i marzę o tym, żeby się wreszcie położyć spać (niestety marzenia ściętej głowy).

Ale faktem jest, że młodość musi się wyszumieć i faktycznie się wyszumiała. Wrzask był rzeczywiście nieprzeciętny, kiedy męska część imprezowiczów postanowiła tę urodziwszą, znaczy damską, skąpać w łazience. Pod pretekstem zdjęcia grupowego zwabili nadobne białogłowy do wanny ("...bo tak będzie ciekawiej..."), po czym, gdy tylko wszystkie się w niej znalazły (niektóre wsadzone do niej siłą, jak ja na ten przykład...), Lucjan odkręcił kurek i stało się dzieło zniszczenia (a raczej zmoczenia). Ostatecznie najgorzej ucierpiały Messalina i Blondie, a ich kąpielowa kaźń została skwapliwie udokumentowana fotograficznie. Ale ogólnie imprezę uważam za wybitnie udaną. Było dużo śmiechu, dużo zdjęć, bąbelkowe "Tango" :), oryginalne wizytówki, "Gumisie" i festiwal gospel :)), Schweppes ;)))) i "układ idealny - dwie dziewczyny + Kiełek" (choć to nie moje słowa ;] ). Było bardzo, bardzo, bardzo pozytywnie.

Dla mnie było tym ciekawiej, że powstała zabawna sytuacja: w jednym miejscu, w jednym czasie zebrali się moi starzy i nowi znajomi. "Angielski łącznik"? taak, coś w tym jest... :))))

Uuuua, strasznie mnie boli ta moja głowa. Idę ładować akumulatorki. Dobrej nocy.

Bilans tygodnia
Autor: dorothee
08 października 2006, 18:01

No to pierwszy tydzień za nami. I nie powiem, żeby bilans przedstawiał się zachwycająco: jakieś 200 stron do przeczytania, konto biblioteczne nadal niedostępne, perspektywa stania w kolejce do dziekanatu i ogólnie atmosfera trochę marazmu, a trochę irytacji. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że mi się nie chce. I nie można już udawać, że mamy jeszcze wakacje, albo grać w kropki ;) Od jutra zaczynają się prawdziwe zajęcia.

Wkurza mnie strasznie, że nie mogę korzystać z wypożyczalni. Dostępność książek i tak jest ograniczona, a to tylko dodatkowe utrudnienie. Jestem więc skazana na łaskę właścicieli ksero, którym nie wszystko i nie zawsze chce się kserować, nie mówiąc już o tym ile to kosztuje. Niektóre pojedyncze egzemplarze zresztą trudno nawet dorwać na pięć minut. Wczoraj pół soboty spędziłam w czytelni i wyszłam z niej z dwa razy większą głową. Byłam zmęczona gorzej niż po biegach przełajowych na w-fie. Najgorsza jest świadomość, że to tylko kropla w morzu i tak naprawdę główny ciężar nauki na ten tydzień jeszcze przede mną. Brrrr...

Jakoś mi tak nijak... Mogłoby się wreszcie wydarzyć coś pozytywnego...