Najnowsze wpisy, strona 42


Święta?
Autor: dorothee
18 grudnia 2004, 20:52

Dziwne będą święta w tym roku. Przyjdą, pójdą, nawet ich nie poczuję, bo i nie ma co myśleć o leniuchowaniu, kiedy tyle roboty czeka. Nie ma śniegu, nie ma nastroju, w ogóle nie czuję przedświątecznego rozprężenia... Kto jeszcze ma takie poglądy?

Coraz bliżej marzec, a w marcu powinnam mieć już wszystko zakute, przygotowane, namalowane, zanotowane, wydrukowane, oprawione, tymczasem nie nie zrobiłam, a co gorsza (jak siebie znam - a wierzcie, że znam dobrze) za wszystko zabiorę się w ostatniej chwili i będzie to totalna prowizorka pomimo niejednej zarwanej nocki. Nienawidzę takich strasznych profetyzmów dlatego, że są w większości nieuniknione i nieodwracalne. Odnoszę wrażenie, że to jeden z nich.

Totalnie zajmuje mnie ostatnio sprawa studniówki. I przejmuję się, i martwię, i nie mogę się doczekać. W sumie nie myślałam, że tak będzie mnie to obchodzić. W końcu to dosyć zwykła (w tradycji polskiej edukacji) i wcale nie jakaś niesamowita rzecz - po prostu uroczysta potańcówka, czym tu się przejmować. A jednak......

.......... DÓŁ ..........
Autor: dorothee
16 grudnia 2004, 19:04

Jestem w dołku... Trochę mi nerwy siadają i nic nie mogę na to poradzić, a ostatnimi czasy wszystko jest coraz bardziej nienormalne, złożone, sztucznie skomplikowane i w ogóle beznadziejne.

Studniówka przynosi wszystkim więcej niezdrowych emocji, niż faktycznej przyjemności. Problem na problemie i co gorsza wiele przypadków nie rokuje pozytywnego rozwiązania. Łatwo powiedzieć: bądźmy dobrej myśli. Chyba już nigdy nie będę dobrej myśli o czymkolwiek.

Poraża mnie też jak czasem ciężko jest być szczerym, jak bardzo ludzie potrafią być wobec siebie nieszczerzy, czasem dlatego, że inaczej nie potrafią, czasem dla zwykłej, perfidnej przyjemności podkładania komuś świni, a czasem (i to jest najgorsze i najbardziej przerażające) dlatego, że po prostu muszą być nieszczerzy.

Szukam ukojenia,ale nie bardzo wiem gdzie i jak go szukać. Nie mam pewności z resztą, czy tam gdzie chciałabym go szukać, zwyczajnie je znajdę. Po prostu jestem w takim dole, że stworzyłam chyba drugą depresję na terenie Polski (Żuławy Lubelskie ha ha ha) - chyba nie bez powodu ciężkie załamanie nerwowe nazywa się depresją........

Stasznie się jakoś wyzewnętrzniam... Może to niedobrze?

Odkryłam dzisiaj, że bardzo lubię poezję Leśmiana. Ach te "malinowe chruśniaki"............

Życiowe przypadki
Autor: dorothee
14 grudnia 2004, 19:26

Naciski dzisiaj na mnie były, żeby coś napisać nowego na blogu więc to czynię, choć o tylu rzeczach mogłabym pisać, że nie wiem czy się pomieszczę he he.... no! jak zwykle przesadzam.

Przygotowania do studniówki idą pełną parą. Po dzisiejszym dziesięciokrotnym powtarzaniu poloneza stwierdzam, że nigdy więcej tego nie zatańczę! Na zajęcia z malarstwa pofatygował się również pan kamerzysta i nakręcił pierwsze ujęcia naszego przyszłego studniówkowego filmu (przy głośnym sprzeciwie pani modelki, która na filmie być nie chciała - kamerzysta był cokolwiek zakłopotany). Na filmie mają szansę ukazać się takie klasowe zjawiska, jak "Copacabana" Amatorki Wszystkich Koni i "behemoty" Organisty (nie musicie wiedzieć, co to). Dzisiaj Naczelna Siła Gastronomiczna Kraju stwierdziła, że w życiu nie przypuszczałaby, że studniówka może przysparzać tylu problemów - podzielam!

Owa Siła Gastronomiczna nakazała mi napisać też o oświadczynach. Skąd oświadczyny mi się teraz wzięły? A no stąd, że to się okazuje ostatnimi czasy częstym zjawiskiem w naszej klasie. Całkiem poważne oświadczyny otrzymała Walentynka - była równie zszokowana, co cała klasa na wieść o tym. Facet absolutnie serio kupił jej pierścionek, co oczywiście spotkało się z dezaprobatą z jej strony (tak trzymać Walentyna! ;] ), w końcu dziewczyna nawet szkoły jeszcze nie skończyła, a osiemnastkę miała miesiąc temu! Szok, ale cóż.... samo życie....

Mnie też spotkały oświadczyny, jednak nie miały w sobie nic z powagi, a raczej dotknęły psora Ząbka jak sądzę (ale to złożona sytuacja he he). Oświadczyny Organisty (tego od 'behemotów" - cóż za niefart) oczywiście odrzuciłam, co nie przeszkadza mu mówić do mnie per "kochanie", "żono" itp. Chyba nie muszę mówić, że mnie to denerwuje...

Odnotować mogę także ciekawe zdarzenie sprzed kilku dni, a właściwie ciekawe zjawisko socjologiczne, mianowicie dwóch typków jadących autobusem, którym wracałam do domu po zakupach. Typki owe wracały z imprezy (jak się później okazało - trzydniowej), wyraźnie będąc jeszcze "pod wpływem". Rozmawiali tak głośno, że połowa autobusu znała historię poprzedniego wieczoru. Tematyka rozmów była różna: jeden z nich został obdarowany pluszową foką, którą obaj byli niesamowicie zachwyceni ("Ty! Ona jest normalnie zaj........sta!"), a zachwyt ten okazywali poprzez owej foki całowanie (bleeeeee!). Zachwyt wobec maskotki zobligowana była również okazywać dziewczyna, do której się przysiedli ("Prawda, że ładna foczka? Podoba się pani? To niech ją pani pocałuje! Niech ją pani posmyra!"). Następnie rozmowa uległa diametralnej zmianie - widocznie naszła ich chwila słabości, bo zaczęli narzekać na ciężar i beznadzieję życia. Szokujące było jak nagle mogli od tego przejść do wspomnień z imprezy, m. in. jeden z nich był święcie oburzony tym, jak ich znajomy potraktował matkę, która przyjechała po niego samochodem: koledze widocznie nie podobało się, że musi wcześniej z imprezy wyjść, a do tego słuchać uwag pod swoim adresem, wobec tego nakazał rodzicielce "zamknąć d....ę" ("Przecież gdybym ja tak do swojej powiedział, to bym trzydzieści razy po ryju dostał!!!"). Cóż... podsumowując scena ta przedstawiała się na tyle komicznie, że musiałam przez całą drogę do domu intensywnie wypatrywać czegoś za oknem, by nie pokazać Imprezowiczom, że się śmieję.

Zdaje się zatem, że Naczelna Siła Gastronomiczna Kraju będzie wystarczająco zadowolona z nowej noty, wobec czego do zobaczenia.

tats d'me...
Autor: dorothee
09 grudnia 2004, 21:03

Napisałam długą i wylewną notkę o mnie i o tym co się ze mną ostatnio dzieje, ale się nie zapisała więc mam w nosie tego cholernego bloga i drugi raz już mi się nie chce tego pisać.....

...... dobranoc.

aaaaaaaa <- ziewam...
Autor: dorothee
08 grudnia 2004, 19:26

Skoro już mi się udało dostać na kompa to chociaż zostawię tu po sobie jakiś ślad, bo ostatnio jakoś nie było ku temu ani czasu ani okazji.

Miałam dzisiaj dziwny dzień, jakiś taki........ dziwny! Na razie tyle na ten temat. Powoli rozwiązują się wszystkie wątpliwości z próbnymi maturami - jak na razie wyniki nie najgorsze, więc jestem w miarę z siebie zadowolona. Nauczyciele się skarżą na klucze odpowiedzi (podobno beznadziejne i niedopracowane), w całej Polsce podobno poszło bardzo źle (dużo nie zdanych), a jakby tego było mało media rozpuszczają plotę, że wszyscy maturzyści się tak umówili, by napisać jak najgorzej, żeby arkusze w maju były prostsze. Nie wiem czy to prawda, być może, ale u nas wszyscy wypruwali sobie żyły żeby poszło jak najlepiej (niekiedy z marnym skutkiem). Na szczęście mamy to za sobą i nie pozostaje nic innego jak wreszcie wziąć się do roboty.

Ja chyba jednak jestem naiwna... Naiwnie wierzyłam, że jeżeli chodzi o moją szkołę to widziałam i słyszałam już wszystko. Oczywiście się myliłam i mnóstwo rzeczy jest nadal w stanie mnie zaskoczyć. Zastanawiam się tylko nad jednym: każde środowisko anormalne musi mieć przecież jakieś granice anormalności. Co sądzić o tym, jeżeli tych granic nie widać? Przecież ja też mam pewne granice wytrzymałości, tolerancji i odporności na tę anormalność! Jak tak dalej pójdzie to długo tego nie zniosę. Chcę po prostu powiedzieć, że moja szkoła jest (delikatnie mówiąc) "specyficzna" i w niedługim czasie zwyczajnie oszaleję!

Czasu!!! Chcę czasu!!! Konia z rzędem temu, kto wydłuży mi dobę do 48 godzin!