Najnowsze wpisy, strona 20


Szczyt zniechęcenia
Autor: dorothee
17 sierpnia 2006, 19:58

Jestem wściekła. Na siebie. Bo mi cholera nie idzie! Po raz kolejny sprawdza się mądrość ludowa, by nie chwalić dnia przed północą. Za szybko mi się spodobało siedzenie za kółkiem i teraz mam kryzys: zaczynam knocić. Po raz pierwszy poczułam, że jednak jestem jeszcze daleko od egzaminu (choć wcale nie jeżeli chodzi o wyjeżdżone godziny - i to mi się najmniej podoba). Ale nie będę tu truła o jakichś moich głupich frustracjach.

Nuuuda! Boże, jaka nuda! Strasznie bym chciała się wyrwać z tego miasta, choć na dwa dni, ale na to się nie zapowiada. Czas dzielę pomiędzy kurs i książki. Wpadłam w trans czytelniczy: 11 przeczytanych książek. Chyba jestem nienormalna...

Jakoś mi się dzisiaj nie składa ta notka. Nic mi się dzisiaj nie składa... W ogóle to idzie burza i to będzie wyśmienite podsumowanie mojego dzisiejszego dnia. Ale przynajmniej "Bałkanofil czuwa" - to miłe, pozdrawiam! :)

Ja za kierownicą???
Autor: dorothee
02 sierpnia 2006, 15:07

Zaczęłam jazdy - idzie jako tako, nie licząc faktu, że silnik zgasł mi chyba już z tysiąc razy. Ale to dopiero 4 godziny za mną, a jeszcze 26 przede mną ;) Ale przyznaję, że kosztuje mnie to dużo nerwów, natomist inni kierowcy przeważnie mają ze mnie ubaw. Póki co nikt mnie jeszcze nie strąbił. Jak na razie...

Narzuciłam sobie duże tempo - po dwie godziny codziennie, przez cały tydzień. W ten sposób bez przerwy boli mnie brzuch ze zdenerwowania i jest mi niedobrze, gdy tylko wezmę coś do ust. I mam świadomość tego, że grubo przesadzam z tym stresowaniem się. Wszyscy mi mówią, żebym sobie odpuściła, ale co mam poradzić na to, że nie umiem???

Kurcze, zastanawiam się, kiedy wreszcie przestanę przegapiać znaki i nauczę się płynnej jazdy. Wiem, że nikt tego od razu nie potrafi, ale chciałabym nabyć te umiejętności jednak trochę szybciej... :)

A poza tym nic się nie dzieje. Czekam teraz z wytęsknieniem na godzinę 21:00, kiedy wysiądę wreszcie z samochodu i wnętrzności przestaną mi się skręcać. Do zobaczenia.

Lato w mieście
Autor: dorothee
27 lipca 2006, 21:04

Pochłonęło mnie prawko, aż nawet na bloga przestałam zaglądać. Ale jestem, jestem... i coś w końcu doniosę o sobie, co się ze mną ostatnio działo. Więc cóż... skończyłam teorię, początek praktyki w poniedziałek i nadejdzie godzina rozstrzygnięcia: czy to mój żywioł, czy raczej nie? Boję się - nie ma się co krygować, że nie. Boję się, że się ośmieszę, że nie będę umiała nawet skręcić, że nie dam rady opanować obsługi tych wszystkich pedałów, drążków, przycisków, pokręteł, a co gorsza skorygować swoje ruchy na tyle, żeby to jakoś działało ;) Boję się, mówiąc najprościej, że okaże się, że to w ogóle nie dla mnie, a nie zniosę świadomości, że do czegoś się nie nadaję - taka już moja ambicja na wyrost... ;) Dodatkowo wczorajszy, ostatni już wykład z policjantem, był bardziej przerażający niż wszystkie "straszaki", no i okazuje się rzecz jasna, że właściwie nic nie umiem, bo ani razu nie zajrzałam do kodeksu (a przecież "testy to nie wszystko!!!"). Wszystkie te kwestie techniczne, merytoryczne, psychiczne sprawiają, że przed pierwszą jazdą czuję się średnio komfortowo, ale tłumaczę sobie, że wszystko jest dla ludzi i nie może być to takie trudne skoro tyle ludzi już jeździ po ulicach i życia bez samochodu sobie nie wyobraża, a kolejnych kierowców wciąż przybywa.

Uffff... "będzie, co ma być" - jak sobie to powtarzałyśmy przed każdym egzaminem. Poza tym typowe lato w mieście. Rozrywki me ograniczają się do wątpliwych przyjemności łażenia po wyprzedażach i hipermarketach ;)) Ale na szczęście aż tak nisko się nie stoczyłam, żebym na tym poprzestała ;))) Udało mi się wyskoczyć do kina, dzisiaj z Ma Soeur zrobiłyśmy sobie wypad nad zalew (i oczywiście krzywo się opaliłam), Messalina dba o moje dobre samopoczucie wyciągając mnie na wieczorne spacerki, a jutro idziemy na "kino pod chmurką" :) Jest na szczęście jeszcze wiele możliwości by miło spędzać czas, więc trzeba zrobić wszystko, żeby je w pełni wykorzystać.

Zawsze też w ostateczności pozostaje dobra książka - póki co podnoszę średnią krajową czytelnictwa: od początku lipca przebrnęłam już przez 4 książki, a teraz czytam piątą - nadrabiam zaległości: lista pozycji wartych przeczytania w ciągu ostatniego roku bardzo się rozrosła. Okoliczność posiadania pokaźnego zbioru ksiąg różnych w domu sprawia, że mam co czytać nawet mimo wakacyjnego remontu osiedlowej biblioteki ;)

Pozdrawiam Mikro i życzę sto lat! I sama dziękuję za pozdrowienia koledze P., który teraz siedzi w Irlandii. No i Kayę też pozdrawiam, która pracuje w kraju sąsiednim (i znaku życia już dawno nie daje, co też nie wiem jak interpretować - może stara buddystka ją zjadła??? :)))) ). U sąsiadów Bałkanofil też zapewne się urabia po łokcie (byle nie nad "mouldings"), czego nie mogę powiedzieć na pewno, bo się nie pożegnał przed wyjazdem, więc może jednak nie było żadnego wyjazdu? Nie chcę być wścibska, więc dłużej nie drążę. Pozdrawiam w każdym bądź razie. Pozdrawiam też wszystkich nie wyszczególnionych wyżej, którzy jednakowoż czują, że mogliby być przeze mnie pozdrowieni ;) I to by było na tyle. Do zobaczenia.

Licz na siebie
Autor: dorothee
14 lipca 2006, 10:15

No tak, poprzednia notka jakby mi się nieco urwała, bo najpierw siadł ich serwer, potem mój, potem w ogóle kłopoty z kompem i jakoś mi się nie chciało jej potem dokończyć. Krótko podsumowując mogę powiedzieć, że było spoko i zrzędzenie było absolutnie niepotrzebne. Nawet spanie na podłodze nie było takie złe :)

Jakby nie patrzeć to było już dwa (!) tygodnie temu. Od tamtej pory siedzę w domu i nudzę się umiarkowanie, bo zawsze w środku tygodnia mam zajęcie z ośrodku jazdy - teoria prawa jazdy... :/ Średnio widzę siebie w roli kierowcy, tym bardziej po obejrzeniu wczorajszego filmu instruktażowego o wymaganiach egzaminacyjnych - ale życie mnie zmusza, więc się uczę i mam nadzieję, że jakoś to będzie. Z drugiej strony nigdy za kierownicą nie siedziałam, więc w sumie trudno mi na razie powiedzieć, czy sobie poradzę, czy nie. Spróbuję - zobaczę. Mogę natomiast z całą pewnością powiedzieć już, że te wszystkie puszczane nam "straszaki" o wypadkach działają na mnie odstraszająco - obym nie bała się ostatecznie w ogóle wyjechać na ulicę ;)

Naczelna refleksja z kursu: przepisy ruchu drogowego są bardziej skomplikowane niż kiedykolwiek sądziłam. Tak, najchętniej dałabym się komuś wozić przez całe życie, ale nie ma tak pięknie: umiesz liczyć? - licz na siebie!

Poza tym w moim życiu nic innego się nie dzieje, więc i pisać nie mam za bardzo o czym... Wszyscy powyjeżdżali, nie ma się z kim spotkać, nawet Ma Soeur mi dzisiaj umknęła pod namioty. Kombinuję sobie jakby dokonać tego cudu i wyrwać się gdzieś na weekend (na dłużej niestety nie mam czasu). Odkryłam, że to niestety koniec prawdziwych leniwych wakacji w moim życiu - nie ma już nawet szans na to, żeby wszystko zostawić w cholerę w tym zakichanym mieście i wyjechać sobie gdzieś na dwa tygodnie, albo i dłużej (im dalej, tym lepiej) - z różnych powodów. Uroki dorosłości? Być może...

Dzisiaj nareszcie spadł deszcz. Nienawidzę deszczu... zwłaszcza gdy jestem na zewnątrz bez parasola, ale po ostatnich upałach to jest jak ponowne narodziny. W końcu co za dużo, to niezdrowo.

Zmykam więc czekać, kiedy wreszcie zdaży się coś ciekawego. Do zobaczenia.

Bez tytułu
Autor: dorothee
02 lipca 2006, 18:15

I znowu w domu. Szybko minęło. I w zasadzie mało boleśnie. Mniej niż się tego spodziewałam. Moja poprzednia notka była bardzo zrzędliwa, ale wiem, że mi to wybaczycie - przecież ja muszę sobie raz na jakiś czas pozrzędzić ;)