Najnowsze wpisy, strona 2


Oby tak dalej!
Autor: dorothee
Tagi: aktywizacja  
22 listopada 2007, 20:46

Ale się nakręciłam! Dzisiaj tyle się działo, że przestałam już chyba nad tym panować... I kilka nauczek na całe życie też dziś dostałam... Zaczynam chyba powoli trochę bardziej wierzyć w siebie.. Czy to źle? Ogólnie chyba dobrze, ale wiem, że w moim przypadku - niekoniecznie, bo nagle stanie się coś, co tą moją wiarą zachwieje i dopiero będzie dołek. Lepiej sobie siedzieć cicho w kąciku i się nie wychylać. Tylko jak długo tak można??

Póki co nie trzeba się kryć po kątach i to jest fantastyczne. I oby tak dalej! 

Nie nadążam...
Autor: dorothee
Tagi: dzień za dniem  
21 listopada 2007, 16:31

No nie, kochani, ja się tak nie bawię! Już po dzisiejszym dniu mogę z całą odpowiedzialnością za swoje słowa powiedzieć, że nie trawię sądów. A co będzie jutro? Strach pomyśleć. Tyle tytułem niezrozumiałego pewnie dla większości wstępu. A wszystko dlatego, że zostałam "sekretarką"... ;)

A poza tym roboty jest tyle, że nie nadążam. Jak zwykle - chciałoby się powiedzieć. Tragiczny brak czasu: dla znajomych, dla rodziny, na hobby, na sen, dla siebie nawet czasu brak. Tylko nauka i nauka. Ale nawet, gdy postanowiłam trochę odreagować i zabalowałam faktycznie trochę dłużej niż zwykle, to Rodziciele wytoczyli mi taką batalię, że mi się odechciało takich eksperymentów na czas najbliższy. No i rób tu człowieku, co chcesz.

Skujoniałam niebezpiecznie. Może i mi to nawet odpowiada, że na zajęciach idzie nieźle. Bardzo mi miło gdy słyszę pochwały za ciężką pracę. Ale z drugiej strony strasznie mi łyso. Może jednak lepiej nie wychodzić przed szereg?

Przepraszam Messalino, że ciągle nie mam dla Ciebie czasu. "Sfynia" ze mnie ostatnia!

I Stomatolożkę przepraszam za haniebną nieobecność na imprezie urodzinowej. Siła wyższa... Ale ja i tak się ubiczuję, bo ostatecznie wina leży po mojej stronie.

Hmmm... tyle się ostatnio dzieje... Nie nadążam... 

Trzeba by coś wreszcie napisać...
Autor: dorothee
Tagi: dzień za dniem  
05 listopada 2007, 13:17
Ech trzeba by coś wreszcie napisać - coś innego niż artykuł, notatka, czy referat zaznaczmy. Więc cóż... Studiowanie mnie pochłonęło bez reszty. Moich nerwów też sporo pochłania przy okazji, bo gdzie się nie obrócę, tam się piętrzą problemy. W długim weekendzie sobie poleniuchowałam, bo mnie zmęczenie materiału dopadło i wszystko co się miało w czasie wolnym nadrobić, oczywiście się nie nadrobiło. Osiągnęłam wreszcie słuszny wiek lat dwudziestu i jeden, więc jestem nareszcie obywatelką pełną gębą - mogę kandydować do Sejmu i wchodzić do wszystkich klubów w mieście ;) Wszystkim, którzy o mnie pamiętali serdecznie dziękuję! Poza tym śpię i śpię i wyspać się nie mogę. Nie wiem, może to zmiana pogody...? Pogoda jest okropna tymczasem - mróz ściska, na śnieg się zbiera i tym samym słowo meteorologów o wczesnym nadejściu zimy staje się ciałem. Ja się tylko zastanawiam, gdzie się podziało ocieplenie klimatu? ;) Olałam dzisiejsze poranne wykłady, bo właściwie olać musiałam, żeby nadrobić zaległości, których nadrabiać mi się nie chciało w weekend. W ten sposób powstają nowe zaległości i błędne koło się zamyka. Obiecuję, że to pierwszy i ostatni raz (ale przecież obietnice są po to, żeby je łamać ;] ). W tym tygodniu również zaczynam zajęcia na pływalni w ramach w-fu, miało nie być, ale jest, bo się panu kierownikowi nagle odmieniło. Dawno nikt mnie tak niepoważnie nie potraktował... Poza tym w powietrzu wisi jeszcze parę nowych przedsięwzięć i już niedługo okaże się, czy wypalą, czy też nie. Pora kończyć ten strumień (ś)wiadomości. Do usłyszenia.
Trzeba działać!
Autor: dorothee
Tagi: aktywizacja  
28 października 2007, 19:53

Ech... przede wszystkim zacznę od tego, że już mi lepiej. To jednak prawda, że kiedy trzeba wyzdrowieć, to się wyzdrowieje w mgnieniu oka. A ja faktycznie ostatnio nie narzekam na nadmiar czasu, więc żadne choroby nie wchodzą w grę.

Jest mi również lepiej także od tej drugiej - niecielesnej - strony. Bo trzeba wam wiedzieć, że zdarzyło się ostatnio parę miłych rzeczy - miłych dla mnie, krótko mówiąc zostałam kilkakrotnie doceniona, może nawet trochę przeceniona, więc bardzo mi to poprawiło samopoczucie (czy ja jestem próżna?).

Powolutku, na razie jeszcze nieśmiało, ale jednak - aktywizuję się. Trzeci rok studiów w końcu - trzeba zacząć coś robić. Wiem, że łatwo nie będzie, ale ja przecież nie należę do osób, które by sobie ułatwiały życie, raczej generalnie je sobie utrudniam -> żywot człowieka ambitnego ;)

Ale prawdą jest, że dużo się ode mnie wymaga. Oczekiwania wobec mnie są niekiedy bardzo wyśrubowane, o czym się ostatnio z czyjejś strony dobitnie przekonałam i wzbudza to mój niepokój, czy podołam tym wymaganiom. Czas pokaże. Najważniejsze, to nie zniechęcać się na wstępie (a to ostatnio moja domena).

Na razie o niczym nie mówię otwarcie, żeby nie zapeszać. Ale jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to w moim życiu znowu zacznie się dziać coś nowego. Ode mnie zależy, czy zacznie, jak zacznie i co ja z tym dalej zrobię. Jedno jest pewne: trzeba działać. I niech to będzie moja dewiza. Ahoj! 

Ręce opadają
Autor: dorothee
Tagi: sparzyłam się  
14 października 2007, 19:25

Chciałabym napisać coś sensownego na temat paru ostatnich dni, a właściwie tygodni, ale jakoś nie mam nawet siły o tym myśleć. Tendencja jest jedna i stała: czego się nie dotknę, to spieprzę. Już mi ręce opadają...

Napadają mnie regularnie wątpliwości, czy robię dobrze, czy dam radę i jedna, natrętna myśl: po cholerę mi to było?! Wszystko wydaje mi się takie trudne, co więcej - dla mnie nieosiągalne. Mam wrażenie, że nie podołam. Czy to już depresja?

Faktem jest, że mój ambitny plan bierze w łeb, bo trochę mnie przerasta. Dużo stresów, niedosypianie, niedojadanie i efekt jest taki, że jestem chora. Ale nie wybieram się do lekarza, bo od razu wpakuje mnie do łóżka, a ja mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia. Przynajmniej nie w tym tygodniu. Jak przeżyję do natępnego? - nie wiem.

Tłumaczę sobie, że muszę się teraz przestawić na nowy tryb życia, że tylko początki będą takie trudne, a potem się przyzwyczaję. Problem polega jednak na tym, że wcale w to nie wierzę.

Tak się zarzekałam, że idę na w-f! Gdzie tam! Zwolniłam się - i była to chyba jedyna rozsądna decyzja z mojej strony ostatnimi czasy.

Więzy towarzyskie się rozluźniły. Spełniła się moja przepowiednia, że rozejdziemy się na różne specjalności i kontakt nam się urwie, albo ograniczy do konwencjonalnego: "Cześć! Jak tam?" w przerwie na korytarzu. Prawdę powiedziawszy żałuję, że się nie myliłam. 

Niby tyle osób jest wokół mnie... Dlaczego więc czuję się sama jak palec?!

No tak... trochę trudności i chowam głowę w piasek. A ludzie przecież mają sto razy większe problemy i stawiają im czoło. A ja ledwo się zraziłam i chciałabym już ze wszystkiego rezygnować. Weź się w garść dziewczyno! Zrzućmy to smęcenie na karb gorączki. Do usłyszenia, mam nadzieję - w weselszym tonie.