Archiwum luty 2006, strona 1


Cholera!
Autor: dorothee
14 lutego 2006, 12:32

Nasza przychodnia jest porąbana! Jak ja nienawidzę tam chodzić. Te pielęgniarki w rejestracji jakieś niemrawe, mają problem nawet z przeniesieniem wizyty na inny termin. "A pani u nas pierwszy raz, prawda?" - nie babo! Zapisujesz mnie na czwartą wizytę!!! I ściera ołóweczek gumeczką z kajeciku! Co ty wyprawiasz, kobieto? Tego nie lubię w tej przychodni - jest jakaś dziwna. I te wszystkie baby tam siedzące też są jakieś nawiedzone!

Cholera, chyba wszystko mnie dzisiaj wkurwia. Z niezrozumiałego powodu czuję się jakbym wczoraj 12 godzin chlała i spała najwyżej pół nocy, do tego płytkim snem. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z prawdą, niemniej jednak tak właśnie się czuję.

Shit!

...nawet siostra mnie dzisiaj ofuknęła...

bleeeee!
Autor: dorothee
14 lutego 2006, 11:01

Zmęczona jestem, od rana zmęczona - nienormalne. Nie wyspałam się jakoś, czy co?

Wczoraj wróciłam z uczelni skrajnie wkurzona. Trudne logiki początki. Bałagan jeden wielki. Chyba nie nadążam. Jedno wiem: łatwo nie będzie.

Raz dobrze - raz źle. Dopiero myślę sobie: jest w porządku i wszystko będzie ok. Za chwilę coś doprowadza mnie do szewskiej pasji i jest okropnie. Huśtawka nastrojów. W górę i w dół, dobrze i źle, radość i przygnębienie, beztroska i ciężar zmartwień, aż trudno oddychać. Trudne początki, jak zawsze. Tylko, że nie jestem pewna, jak to zniosę. No jasne - wszystko jest dla ludzi, nie takie rzeczy przyjdzie mi jeszcze znosić. Tylko, że jakoś nie mam teraz na to siły, nie wiem, po prostu nie chcę i już! Jestem nienormalna...

Walentynki... Nienawidzę tego święta. I wcale nie dlatego, że nie mam z kim świętować. Po prostu to jakaś zbiorowa obsesja, do tego na pokaz. I tego nie lubię.

Znowu wszędzie pełno tych cholernych serduszek, różowego koloru, a powietrze aż gęste jest od nadmiaru słodyczy. Chciałabym przespać ten dzień.

Chyba mam zimową depresję. Jak większość ludzi w moim otoczeniu. Wszystkim chce się wiosny - nie wiem, czy z powodu braku słońca, zimna, znudzenia monotonią białości krajobrazu, czy działania nastroju Święta Zakochanych. Po prostu wszystkim jednocześnie zachciało się pozbyc kurtek i ciężkich butów, poczuć słońce na twarzy, temperaturę na plusie, zobaczyć zieleń, a niektórym marzą się już nawet balangi nad jeziorem. Fakt, mogłaby się skończyć ta parszywa zima. Może wszystko przynajmniej wydawałoby się łatwiejsze...

"...szminka, puder, butelka..."
Autor: dorothee
13 lutego 2006, 12:48

Nie jest tak źle jakby się mogło wydawać, że jest. Gdy tylko kac trochę odpuści, człowiek od razu zaczyna patrzeć na świat optymistyczniej. Problemów jednak nie było, prześladowca poszedł spać. Pozdrawiam Starą Znajomą w tym miejscu :)) I winszuję udanej imprezy! Naprawdę. Może skończyła się nagle i nie tak jakbyśmy tego chcieli, ale dawno się tak bosko nie czułam. Inna planeta - chyba tego mi było trzeba, dziękuję.

Zielona Wdowa - chyba już wiem skąd ta nazwa: wywołuje żałobę po stanie trzeźwości - i to szybko! :)))) I dobrze - tak trzeba! Wyobrażacie sobie żebyśmy mogli inaczej uczcić koniec sesji? ;)

Dzisiaj wracam do szarej rzeczywistości. Obawiam się, że leń jaki mnie ogarnął w ostatnim tygodniu, prędko mnie nie puści i na starcie narobię sobie zaległości... Hem, hem, trzeba się zebrać do kupy. To niestety trudne.

Boooże! Po prostu mi się nie chce! Nawet chcieć mi się nie chce!!!

No dobrze... Wracam pielęgnować Ma Soeur w chorobie.

...zwariowałam...
Autor: dorothee
12 lutego 2006, 19:16

Kacuś dzisiaj męczy, oj kacuś...!

Wczoraj się poimprezowało - fajnie było, nie powiem, uchlałam się "na bosko". Powiedzcie mi tylko dlaczego bosko jest przez 2-3 godziny, a potem cały dzień do dupy???

Nie jest źle... niby... mam jednak ciągle przeczucie, że jakieś problemy wiszą w powietrzu, a nawet na pewno są i zdaje się, że w dużej mierze przyczyniłam się do ich zaistnienia (trzeba było nie skakać jak głupia). Dość, że prąd uratowany, obawiam się jednak, że ktoś mógł mieć przeze mnie kłopoty, za co go (a właściwie ją) bardzo przepraszam.

Szaleństwo - absolutne szaleństwo wczorajszego dnia zapanowało, porwało mnie i odpowiadało mi to, a i owszem! Trzeba było się skupić na tym, co w danej chwili najważniejsze - nie myśleć o kłopotach, nie było czasu na zatruwanie sobie nastroju. I o to mi chyba zawsze chodziło. Szkoda tylko, że reszta moich ferii tak nie wyglądała - "okoliczności przyrody" na to nie pozwoliły. Mam wrażenie, że przerypałam kompletnie ten czas - nic konstruktywnego nie zrobiłam. Odpoczęłam - to tak. Ale co poza tym? Niewiele...

Jestem przytłoczona - wszystkim, różnymi sprawami: moimi i nie moimi. Nie wiem sama - wszystko mnie martwi. Czy ja nie umiem żyć inaczej, jak ciągle się czymś przejmując??? Wiem, wiem, do życia trzeba podchodzić trochę na luzie, bo przyjdzie zwariować, w najlepszym przypadku wykończyć się nerwowo. Dobrze! W takim razie zwariowałam.

"... I don't now what more to ask for

I was given just one wish..."

tak jakoś nijak mi
Autor: dorothee
10 lutego 2006, 13:52

Dziwnie mi jakoś. Wszystko jest nie tak, jak być powinno... Jakoś tak mi chałowo... No i przykro - bo ferie zmierzają ku końcowi, a ja się jeszcze dostatecznie nie wyleniłam.

Miałam tyle planów na ferie - ochocho! co to ja nie zrobię! z kim się nie spotkam! Wszystko spaliło na panewce - nie wiem: z mojej, czy nie z mojej winy...?

Dowlokłam się wreszcie do dentysty. Już nie mogłam tego dłużej odkładać - wymówki się skończyły. Wyborowała ząbek, aż mi w uszach dzwoniło, ale przynajmniej jeść mogę wreszcie normalnie. Niestety to jeszcze nie koniec tej bajki...

Cholernie dużo rzeczy mnie martwi - dużych i małych. A kiedy chwilowo nie mam zmartwień, to sama je sobie wynajduję - nie wiem czemu, z nudów może? A może narzekanie i plucie żółcią to mój żywioł? Nie chciałabym, żeby to była prawda...

No i cóż: chyba mi się nudzi... Kręcę się po domu, nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie powiem, żeby po sesji jakoś strasznie mi to przeszkadzało - w końcu to nawet miłe po dużym wysiłku nie mieć nic do roboty. Ale kiedy nie jestem niczym zajęta, zaczynam za dużo myśleć. A kiedy za dużo myślę, zaczynam dostrzegać trudności. Z trudności rosną problemy, a problemy mnie martwią - humor zważony...

Nie wiem, co mnie ugryzło... nic mnie nie cieszy... euforia po zdanych egzaminach opadła... a do tego ten plan zajęć w nowym semestrze taki chałowy...

Idę sobie - muszę zagłuszyć czymś myśli.