06 lutego 2006, 11:44
Echhhhhhhh... wstałam, jem śniadanie, ŚWIĘTO LENISTWA!
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Echhhhhhhh... wstałam, jem śniadanie, ŚWIĘTO LENISTWA!
Mamy luty, styczeń za nami, sesja też za nami - więc się cieszymy! Od ostatniej mojej wizyty tutaj przyszło mi się jeszcze nieźle najeść nerwów, ale ostatecznie wszystko się dobrze skończyło, jestem "czwórkową uczennicą", indeks już leży w dziekanacie i czeka na podpis dziekana. Można zatem rzec: happy end.
Ostatni egzamin zdałam w środę - i z niemałym trudem mi to przyszło, nie tylko z racji ogromu materiału do opanowania (wiadomo, historia...), czy dziwnych pytań prof. Miecia, ale również z racji powolności z jaką ludzi egzaminował - trzymał ludzi w gabinecie po pół godziny, albo i 45 minut (!), w związku z czym, będąc w końcu kolejki, z egzaminu wyszłam dopiero o 16:30, a na uczelnię przyszłam koło 10:00 rano, więc łatwo policzyć ile czekałam. Tuż przed wejściem na egzamin moje napięcie sięgało już takiego zenitu, że trzęsłam się cała i nie mogłam tego za cholerę opanować.
W ogóle dzięki tej sesji zebrałam mnóstwo nowych doświadczeń "psychosomatycznych", jak telepanie się, skurcze wszystkich mięśni ciała na raz, niekontrolowane napady histerii, pustka w głowie, czy ostatnio: permanentne bóle głowy. Muszę przyznać, że aż do teraz nie doceniałam siły stresu. A i teraz dopiero widzę, jak bardzo mnie to wykończyło - mobilizujący stres sobie poszedł, a ze mnie zeszło powietrze jak z balona. Ale dzielnie się trzymam. Tylko dzisiaj jakoś ciągle chce mi się spać...
Gratuluję doskonałych wyników moim politolożkom: Mikro i Kayi - jesteście wielkie, dziewuchy! Przed Bałkanofilem też chylę czoło - podziwiać, podziwiać...! I Starej Znajomej również winszuję świetnie zdanych egzaminów i trzymam kciuki za powodzenie na następnych, które ją jeszcze czekają. Nic się nie bój - będzie dobrze. W końcu jesteś "solidną firmą" ;)
Wszystkim w ogóle dziękuję za wsparcie. Bardzo mi pomogliście, bo bez tych wszystkich podnoszących na duchu sms-ów chyba bym zwariowała. Kocham was!
Wyszłam wreszcie trochę z nory :)) Zaliczyłam już wieczór w pubie z Bałkanofilem i Starą Znajomą (zakończony głupawką na przystanku autobusowym - ludzie jak zwykle przyglądali nam się jak wariatom, he he...), z moimi politolożkami też udało się wreszcie poimprezować (i wymieszać piwo z likierem, a następnego dnia obudzić się z bólem głowy hi hi hi), Netkę odwiedziłyśmy z Ma Soeur (świetna studniówka - naprawdę!) i ogólnie się odstresowuję. Dziwnie mi tylko jakoś, bo po ostatnich dwóch tygodniach w szaleńczym tempie, czas nagle zwolnił, a mi się nigdzie nie spieszy... Szok...
Koniec z pesymizmem, koniec, koniec!