Archiwum 15 października 2005


Niewesoło
Autor: dorothee
15 października 2005, 18:16

O mamo! Jak mnie wszystko boli! W-f z Marianem - fanatykiem sportu może się źle odbić na zdrowiu, jak np.: na moim odbiło się w postaci zakwasów, które trzymają mnie już trzeci dzień.

Jest kijowo! Mam chyba znowu jakiegoś doła, bo studia w ogóle mi się nie podobają. Nie w sensie, rzecz jasna, ich wyboru. Może jak na razie sama politologia ogólna nie przedstawia się szczególnie interesująco (powiedzmy to otwarcie: jest nudna jak flaki z olejem!) - ale rozumiem to doskonale, że zanim wybiorę specjalność, która rzeczywiście mi odpowiada (a będzie to dopiero za dwa lata), muszę opanować pewną wiedzę podstawową, jednakową dla wszystkich, którą posiadać powinnam (a jak wiadomo z tym bywa różnie, he he...). Mówiąc, że jest do kitu, mam raczej na myśli usposobienie co poniektórych "magisterków", którzy zachowują się np.: tak jakby przechodzili właśnie menopauzę, albo odwracają zupełnie proces nauczania, wymagając opanowania wiedzy, którą "wykładać" będą dopiero na następnych zajęciach. "Wykładać" piszę w cudzysłowie, bo "wykładanie" owo polega na odpytywaniu grupy z tego, co przeczytali i dziwieniu się, że grupa czegoś nie rozumie. Ale jestem tylko studentką (czyt. zerem) i "kobietą - puchem marnym", więc nie mi kwestionować pewne metody pedagogiczne.

Dobija mnie po prostu fakt niedostępności książek. Mija drugi tydzień studiów, a ja zupełnie nie mogę się skupić na nauce, bo ciągle mnie martwi, skąd wezmę książki, żeby się przygotować na następne zajęcia. Biblioteka główna oczywiście działa pełną parą (nawet wydała mi już kartę biblioteczną) i w tym właśnie tkwi problem, że działa tak dynamicznie, bo wszystkie potrzebne mi pozycje są wypożyczone przynajmniej do grudnia, a nieszczególnie mnie to urządza w sytuacji, kiedy są mi potrzebne "na wczoraj". Biblioteka wydziałowa, owszem, działa, ale nie myśli nawet o zakładaniu kont czytelniczych, tak więc wszelkie książki poza bibliotekę wypożyczane są w zastaw za legitymację studencką i co najwyżej na godzinę na ksero. Nie ma co marzyć o wypożyczeniu książki na tydzień, uzyskanie pozwolenia na jeden wieczór graniczy z cudem! Zostają jeszcze inne biblioteki publiczne, ale ja nie mam czasu na to żeby poznawać zasady ich działania. Trzeba będzie jednak ten czas znaleźć...

Strasznie mi to psuje krew... potwornie... fatalnie...

Przyznaję! Przyznaję bez bicia! Nie spodziewałam się, że będzie tak trudno. Ale to nie tajemnica, że jestem głupia i naiwna. I błędem było chyba utwierdzać się w przekonaniu, że w ogóle do czegoś się nadaję. Niska samoocena gwarantuje przynajmniej brak takich przykrych niespodzianek, jak odkrycie nagle, że z niczym sobie nie radzę...

Chyba szkoda sobie oczu wypatrywać na czytaniu takich żałosnych utyskiwań. Apeluję do czytelników o natychmiastowe przerwanie lektury!