Tagi: bezsilność
20 września 2008, 16:44
AAAAAAAaaa! Już nie mogę... ratunku.......
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
AAAAAAAaaa! Już nie mogę... ratunku.......
Cholera! Kiedy ja ostatni raz miałam czas odetchnąć....? Ale nareszcie wakacje!
W mojej głowie, na tę myśl, uporczywie odzywa się cichy głosik: "Tylko do września, tylko do września..."
A jednak mimo wszelkich postępów w dziedzinie informacji i mediów ludzie czują się ciągle zagubieni i zdezorientowani. Oto niedawno byłem na froncie wojny domowej w Liberii. Siedzieliśmy w lepiance z jednym z dowódców partyzantki. Nazywał się Dokie. Była gorąca tropikalna noc.
- Where are you from? - spytał mnie w pewnym momencie Dokie.
- From Poland - odpowiedziałem.
- Poland, Poland - powtórzył Dokie. - But where is Poland?
- Poland is in Europe - wyjaśniłem.
- Europe! - zawołał triumfalnie. - This I know. Europe is in China! - Ale po chwili zapytał znowu: - But where is China?
- Where is China? - powtórzyłem bezradnie. Bo Dokie tak mi już zamącił w głowie swoją geografią, że przez moment naprawdę chciałem mu odpowiedzieć: - I am sorry, Dokie, but where China is I really don't know!
/Ryszard Kapuściński - Autoportret reportera/
Ogromna przerwa na mym blogu nastała... Ale jakoś nie było czasu, ani ochoty pisać...
Sesja ostatecznie zakończyła się sukcesem, ale opłaciłam to dużą nerwówką. Irytacji dostarczyło trwające prawie miesiąc bieganie za w-fistą, żeby mi wreszcie wstawił ocenę (bo naturalnie nie mogłam oddać indeksu). Nowy semestr ruszył z przysłowiowego kopyta i już zdążyłam się w nim pogubić (a także oblać kolosa). Nietrudno było się też zorientować, że pracy będzie jeszcze więcej niż w zakończonym dopiero co semestrze. Przy tym szereg formalności z IOSem. I SSP ONZ po raz kolejny reaktywował działalność, a na ponowny start przewidziano mój projekt. Żeby pechowi stało się zadość, na półmetku organizacyjnym zostałam z nim sama, bo wszyscy moi pomocnicy z różnych, mniej lub bardziej życiowych powodów, sprawnie się z niego wykręcili. Na szczęście mam jeszcze kilku przyjaciół, na których pomoc zawsze mogę liczyć.
Niewesoło - możnaby najkrócej podsumować. Ale zagryzam zęby i biorę się do roboty. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni ;)
Z wytęsknieniem wielkim wyglądam świąt. Mam nadzieję, że uda się choć trochę odpocząć, bo z powodu przenoszonych egzaminów, ferii nie miałam, a sił już powoli zaczyna w tym maratonie brakować. I oby do wiosny!
P.S.: Za często to ja się tu nie pojawiam. Ale jak już się pojawiam, to głównie narzekam.... Czy ja już całkiem zdziadziałam??
Była notka na początek roku i początek miesiąca, teraz pora na notkę kończącą zdecydowanie najgorszy, jak dotychczas, styczeń mojego życia ;)
Tak jest, mili Państwo, studiowanie dwóch kierunków jest fajne, dopóki nie nadejdzie zmora każdego studenta, czyli sesja. A w tej jakoś wybitnie nie udało mi się ułatwić sobie życia. Wręcz odkryłam w sobie wielki talent do jego utrudniania sobie i innym. Dokonywane przeze mnie wybory nie były najszczęśliwsze, aktywność za mała, żeby się zwolnić z zaliczeń, oceny z zaliczeń za małe, żeby się zwolnić z egzaminów i czasu na wszystko za mało. Po całym semestrze przysłowiowego "wypruwania sobie żył", okazało się, że te jednak za mało. A obserwowanie innych, którym wszystko się udaje i to bez większego wysiłku, dodatkowo psuło krwi. Bo inni mogą, a ja nie.
Gdy dodać do tego notoryczne zmęczenie z racji dużej redukcji snu, trwającej nieprzerwanie od początku miesiąca, to całkiem zrozumiałe staje się, że sesję zaczęłam od niezłego dołka. Ciężko mi było wziąć się w garść.
Ale jakoś się udało i do dziś z wielu sytuacji wybrnęłam obronną ręką. Ale najtrudniejsze wciąż przede mną, więc nie pozwalam sobie na zbyt duże odprężenie. Dzięki Bogu, więcej za mną niż przede mną.
Ktoś może zapytać: a czego się spodziewałaś? W końcu to podwójna sesja. Ech, nie myślałam, że mnie będą na rękach nosić, za dwa kierunki, ale miałam nadzieję, że to trochę inaczej będzie wyglądać. Może faktycznie najwięcej powinnam obwiniać siebie.
Jakoś mi nieskładnie idzie to pisanie. Wracać pora do roboty. A po robocie wrócę do życia ;)