Zlośliwość rzeczy uczelnianych
Tagi: chaos
27 września 2007, 12:37
Ja to się chyba jednak nigdy nie nauczę! Nie nauczę się, że nie warto tracić czasu i energii na marsz na wydział przed 1 października, bo i tak się niczego nie dowiem. Jednak mimo tej świadomości, ja co roku robię to samo - czyli strzępię podeszwy w drodze na Alma Mater, żeby zastać pustą tablicę ogłoszeń i nadal żyć w niewiedzy. Po prostu wciąż mam złudzenia, że uda mi się wszystko pozałatwiać z wyprzedzeniem i pierwszy tydzień nauki będę mogła poświęcić na kompletowanie sylabusów i książek, a także powitania z przyjaciółmi, a nie na stanie w długich kolejkach do dziekanatu.
Ale nie! Nie dane mi jest chyba nigdy załatwić cokolwiek na spokojnie, a nie w ostatniej chwili. A w tym roku dziekanat po prostu przeszedł sam siebie. Nie ma podstawowych informacji, np o tym, na jakiej specjalności i w której grupie jestem, za to po południu będą plany zajęć. Tylko po jaką cholerę mi plany, skoro nie wiem nawet, który z nich jest mój?!
Tak więc mój pierwszy tydzień na uczelni, pod względem formalności i terminów, przedstawia się po prostu przerażająco. Chciałam, żeby było inaczej, ale widocznie nie może być. Trzeba się z tem pogodzić i po 1 października działać prężnie i szybko.
Tymczasem w sobotę szykuje się wydarzenie grupowe z cyklu Saturday Night Fever, tym razem mam nadzieję, że bez interwencji policji, tudzież sąsiadów ;) Oczekuję z niecierpliwością, choć nie omieszkałam i w związku z tym wydarzeniem utrudnić sobie w pewien sposób życia. W jaki, niestety nie mogę powiedzieć, dość że to irytujące.
Ech, nie wiem, nie klei mi się notka. Właściwie miałam chyba ochotę sobie trochę ponarzekać, a skoro sobie ponarzekałam, to nie pozostaje mi nic innego jak zaniechać dalszego pisania. Do usłyszenia w nowym roku akademickim. Ciekawe co przyniesie tym razem?
Dodaj komentarz