Archiwum czerwiec 2006, strona 1


Niezmiernie przyjemnie :)
Autor: dorothee
13 czerwca 2006, 13:28

Dziś nie będę robić nic.

Zamiast mieć, wolę myśleć i być

I wolę posnuć się ot tak

Zamiast biec zdobywać świat.

Ja będę tu w swoim czasie sobie szła.

 

Niezmiennie jest mi przyjemnie

Gdy świat sobie radzi beze mnie.

/M. Sadowska/

 

Nic dodać, nic ująć :))

Truskawkowy dzień
Autor: dorothee
12 czerwca 2006, 20:00

Dzień pod znakiem truskawki :) Leniwy poranek, potem konsultacje u Maji (na szczęście poszło szybko, choć od początku przeczuwałam, że z tą kobietą będą jakieś kłopoty) i bardzo przyjemny spacerek po Starówce, uzupełniony o wybitnie smaczne lody truskawkowe, mniam, mniam. W domu słodka niespodzianka: świeże truskawki i truskawkowy wafelek. Mmmm, objadłam się :)

A co do spaceru po Starówce, muszę stwierdzić, że odkrywam swoje miasto na nowo. W roku szkolnym, tudzież akademickim generalnie nie ma czasu, żeby szwendać się po bocznych uliczkach i szukać ciszy, ale dziś okazało się, że jednak ciszę w mieście da się z powodzeniem znaleźć. Skoro mam wakacje, to mogę z tej ciszy wreszcie trochę skorzystać. Czego sobie i wszystkim życzę. :)

Uwaga na oszustów!
Autor: dorothee
10 czerwca 2006, 16:49

Hmmmm... taaak... próbowano mnie bezczelnie oszukać!!! I bardzo mi się to nie podoba. Dostałam jakiś czas temu przedziwnego sms-a, którego publikuję ku przestrodze wszystkich:

Z bramki internetowej (!!!), podpisany jako "SIMPLUS": "LIMITOWANA PROMOCJA PLUS GSM każdy kto do 03.06.2006 doładuje konto za pomocą BIURA ZASILEŃ otrzyma dodatkowo BONUS 30+20zł, 50+40zł. Aby skorzystać z promocji wyślij sms do BIURA ZASILEŃ: 691 368 793 w treści wpisując PROMOCJA+telekod ze zdrapki."

Biorąc pod uwagę, że "Biuro Zasileń" to po prostu czyjś prywatny numer i wysyłając na niego sms-a z kodem użyczamy po prostu komuś własnego zasilenia, chyba trudno się na to nabrać. Ale czasem działamy odruchowo, więc na wszelki wypadek ostrzegam.

Tu i teraz
Autor: dorothee
08 czerwca 2006, 11:22

No i cóż... wygląda na to, że mam wakacje. Wczoraj napisałam ostatni egzamin, liczę na to, że raczej zdam, teraz już tylko wyniki za jakieś dwa tygodnie, potem szybko wpis, pieczątka z biblioteki, indeks do dziekanatu i au revoir uczelnio! Do października! Oczywiście do oficjalnego końca sesji jeszcze trochę, ale ja już swoje odbębniłam i nic nie muszę już robić. Odsypiam i odpoczywam.

Humor poprawiły mi wcale realne szanse na stypendium naukowe, a już w ogóle fakt, że nic w tym kierunku nie muszę już robić - sami policzą mi średnią i się do mnie odezwą, nie muszę pisać żadnych podań itp. Życie jest piękne!

Wczorajszy dzień uważam w ogóle za bardzo udany, choć początkowo nic nie wskazywało na to, że taki będzie: zaczął sie zarwaną nocką, potem trudnym porankiem i egzaminem rzecz jasna. Ale przyznaję, że poszło szybko i bezboleśnie (w końcu pisemny), a potem poszliśmy sobie na "pifo" do Czekolady i przyznaję, że nie był to jedyny mój pobyt w barze tego dnia (były jeszcze dwa he he ;] ). Naśmiałam się za całe ostatnie markotne dwa miesiące i teraz czuję się naprawdę odprężona, mimo że powinnam przecież teraz w napięciu czekać na wyniki egzaminu. Ale nie boję się. Po prostu.

No i pierwszy rok za mną. Legendarny pierwszy rok. Przetrwałam, głowy mi nie obcięło i udowodniłam wszystkim na co mnie stać. Rodzice pękają z dumy - czyli happy end. Chociaż nie wiem, czy taki znowu "happy", bo na politologii to drugi rok jest zawsze najtrudniejszy: ze wstępu przechodzimy do trudnego i potwornie nudnego meritum i pojawiają się przedmioty całoroczne. Krótko mówiąc: poprzeczka w górę i to sporo w górę. Ale co tam, aklimatyzację mam już za sobą, więc liczę na to, że sobie poradzę. W końcu to właśnie aklimatyzacja była dla mnie najtrudniejsza. Przestałam się oglądać wstecz, trzeba żyć tu i teraz.

A tu i teraz piękny dzień, pełen relaks i zasłużony odpoczynek. Dziś nic nie jest w stanie zakłócić mojego spokoju. A więc: do zobaczenia :)

do zobaczenia
Autor: dorothee
01 czerwca 2006, 12:48

Hmmm, dawno nie pisałam. Ale sesja... - sami rozumiecie. Taaak... kilka zakręconych tygodni za mną, jeszcze jeden przede mną i wygląda na to, że będę mogła się już cieszyć wakacjami. Ostatnie tygodnie przynosiły codzień nowe niespodzianki - oczywiście częściej nieprzyjemne. Mam nadzieję, że niespodzianek już więcej nie doświadczę, bo czuję się nimi zmęczona i naprawdę zależy mi już na tym żeby mieć po prostu święty spokój.

Nie wiem w sumie o czym pisać. Ostatnio czuję się jak na huśtawce: raz w górę, raz w dół. Raz wydaje mi się, że nareszcie wszystko będzie tak, jak sobie to zaplanowałam, po czym okazuje się, że tak pięknie nie będzie. Raz pewna jestem już, że wszystko się posypało, ale odkrywam nagle, że spadnę jednak na cztery łapy. Tak, mam czasem wrażenie, że mam więcej szczęścia niż rozumu. I zaczynam myśleć też, że wszystko w życiu jest jednak dziełem przypadku i wiele od tego szczęścia zależy. A w sumie nie chciałabym żeby tak właśnie było, po pierwsze dlatego, że w ostatecznym rozrachunku za dużo tego szczęścia nie mam, a po drugie dlatego, że nienawidzę czuć, że nad niczym nie mam kontroli. To uczucie towarzyszy mi ostatnio dosyć często. A najbardziej zdumiewa mnie, jak szybko płynie czas. Tak niedawno jeszcze leciałam ze ściśniętym ze zdenerwowania gardłem na immartykulację, pamiętam jak wczoraj ryczenie z bezsilności w poduszkę przed każdym egzaminem w pierwszej sesji - prawdę powiedziawszy tamten stres do dziś odbija się dalekim echem na moim zdrowiu. I cóż? Jeszcze kilka dni i koniec. Wszyscy mówili mi wprawdzie, że pierwszy rok jest zawsze najtrudniejszy, ale nikt nie wspominał, że tak szybko zleci. Sama nie wiem, czy mnie to cieszy, czy martwi, bo z jednej strony to fajnie, że mamy już wakacje,ale z drugiej gdzieś głęboko pod tym zadowoleniem kryje się jakaś nutka niesmaku, czy niepokoju, że może to zleciało trochę za szybko, że może w którymś momencie straciło się kontrolę nad biegiem wypadków, że może nie wykorzystało się do końca każdego cennego dnia. Liczę skrycie na to, że uda mi się to odrobić w wakacje.

Ajajaj, chyba strasznie przynudzam... Przydałaby się jakaś anegdotka, choć nic w tym momencie nie przychodzi mi do głowy... Zimno się zrobiło, skończyły się koncerty, trochę znajomych ludzi niedawno spotkałam, Konina miała ciekawą radiową przygodę (hahaha, pozdrawiam), ominęła mnie fajna impreza (wszystko przez Mariana! pozdrawiam imprezowiczów), matury dobiegły końca (pozdrawiam maturzystki i życzę powodzenia), "Pan" się na nas brzydko zemścił, za to inni wykładowcy okazali się nad wyraz przychylni i wspaniałomyślni (to nie to samo, co pierwszy semestr i uczenie "kotów" moresu - przyznaję, że po pierwszej sesji czuję się jak weteranka wojenna), w Dzień Matki porwał mnie huragan :))) i poza tym chyba nic ciekawego... Do zobaczenia.