01 czerwca 2006, 12:48
Hmmm, dawno nie pisałam. Ale sesja... - sami rozumiecie. Taaak... kilka zakręconych tygodni za mną, jeszcze jeden przede mną i wygląda na to, że będę mogła się już cieszyć wakacjami. Ostatnie tygodnie przynosiły codzień nowe niespodzianki - oczywiście częściej nieprzyjemne. Mam nadzieję, że niespodzianek już więcej nie doświadczę, bo czuję się nimi zmęczona i naprawdę zależy mi już na tym żeby mieć po prostu święty spokój.
Nie wiem w sumie o czym pisać. Ostatnio czuję się jak na huśtawce: raz w górę, raz w dół. Raz wydaje mi się, że nareszcie wszystko będzie tak, jak sobie to zaplanowałam, po czym okazuje się, że tak pięknie nie będzie. Raz pewna jestem już, że wszystko się posypało, ale odkrywam nagle, że spadnę jednak na cztery łapy. Tak, mam czasem wrażenie, że mam więcej szczęścia niż rozumu. I zaczynam myśleć też, że wszystko w życiu jest jednak dziełem przypadku i wiele od tego szczęścia zależy. A w sumie nie chciałabym żeby tak właśnie było, po pierwsze dlatego, że w ostatecznym rozrachunku za dużo tego szczęścia nie mam, a po drugie dlatego, że nienawidzę czuć, że nad niczym nie mam kontroli. To uczucie towarzyszy mi ostatnio dosyć często. A najbardziej zdumiewa mnie, jak szybko płynie czas. Tak niedawno jeszcze leciałam ze ściśniętym ze zdenerwowania gardłem na immartykulację, pamiętam jak wczoraj ryczenie z bezsilności w poduszkę przed każdym egzaminem w pierwszej sesji - prawdę powiedziawszy tamten stres do dziś odbija się dalekim echem na moim zdrowiu. I cóż? Jeszcze kilka dni i koniec. Wszyscy mówili mi wprawdzie, że pierwszy rok jest zawsze najtrudniejszy, ale nikt nie wspominał, że tak szybko zleci. Sama nie wiem, czy mnie to cieszy, czy martwi, bo z jednej strony to fajnie, że mamy już wakacje,ale z drugiej gdzieś głęboko pod tym zadowoleniem kryje się jakaś nutka niesmaku, czy niepokoju, że może to zleciało trochę za szybko, że może w którymś momencie straciło się kontrolę nad biegiem wypadków, że może nie wykorzystało się do końca każdego cennego dnia. Liczę skrycie na to, że uda mi się to odrobić w wakacje.
Ajajaj, chyba strasznie przynudzam... Przydałaby się jakaś anegdotka, choć nic w tym momencie nie przychodzi mi do głowy... Zimno się zrobiło, skończyły się koncerty, trochę znajomych ludzi niedawno spotkałam, Konina miała ciekawą radiową przygodę (hahaha, pozdrawiam), ominęła mnie fajna impreza (wszystko przez Mariana! pozdrawiam imprezowiczów), matury dobiegły końca (pozdrawiam maturzystki i życzę powodzenia), "Pan" się na nas brzydko zemścił, za to inni wykładowcy okazali się nad wyraz przychylni i wspaniałomyślni (to nie to samo, co pierwszy semestr i uczenie "kotów" moresu - przyznaję, że po pierwszej sesji czuję się jak weteranka wojenna), w Dzień Matki porwał mnie huragan :))) i poza tym chyba nic ciekawego... Do zobaczenia.