Archiwum 14 października 2007


Ręce opadają
Autor: dorothee
Tagi: sparzyłam się  
14 października 2007, 19:25

Chciałabym napisać coś sensownego na temat paru ostatnich dni, a właściwie tygodni, ale jakoś nie mam nawet siły o tym myśleć. Tendencja jest jedna i stała: czego się nie dotknę, to spieprzę. Już mi ręce opadają...

Napadają mnie regularnie wątpliwości, czy robię dobrze, czy dam radę i jedna, natrętna myśl: po cholerę mi to było?! Wszystko wydaje mi się takie trudne, co więcej - dla mnie nieosiągalne. Mam wrażenie, że nie podołam. Czy to już depresja?

Faktem jest, że mój ambitny plan bierze w łeb, bo trochę mnie przerasta. Dużo stresów, niedosypianie, niedojadanie i efekt jest taki, że jestem chora. Ale nie wybieram się do lekarza, bo od razu wpakuje mnie do łóżka, a ja mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia. Przynajmniej nie w tym tygodniu. Jak przeżyję do natępnego? - nie wiem.

Tłumaczę sobie, że muszę się teraz przestawić na nowy tryb życia, że tylko początki będą takie trudne, a potem się przyzwyczaję. Problem polega jednak na tym, że wcale w to nie wierzę.

Tak się zarzekałam, że idę na w-f! Gdzie tam! Zwolniłam się - i była to chyba jedyna rozsądna decyzja z mojej strony ostatnimi czasy.

Więzy towarzyskie się rozluźniły. Spełniła się moja przepowiednia, że rozejdziemy się na różne specjalności i kontakt nam się urwie, albo ograniczy do konwencjonalnego: "Cześć! Jak tam?" w przerwie na korytarzu. Prawdę powiedziawszy żałuję, że się nie myliłam. 

Niby tyle osób jest wokół mnie... Dlaczego więc czuję się sama jak palec?!

No tak... trochę trudności i chowam głowę w piasek. A ludzie przecież mają sto razy większe problemy i stawiają im czoło. A ja ledwo się zraziłam i chciałabym już ze wszystkiego rezygnować. Weź się w garść dziewczyno! Zrzućmy to smęcenie na karb gorączki. Do usłyszenia, mam nadzieję - w weselszym tonie.