Archiwum maj 2005, strona 1


Czyżby wakacje???
Autor: dorothee
20 maja 2005, 13:05

Nie ma za szczególnie o czym pisać, więc będzie krótko i treściwie:

Jestem już po maturze z WOS-u, tym samym po całej maturze i teraz czekam tylko na wyniki. A te, jak się dziś dowiedziałam będą dopiero 27 czerwca! Chyba jajo zniosę do tego czasu! Podobno mają przysyłać wyniki listem poleconym - hehe fajnie...

Teraz zajmuje mnie sprawa cholernej obiegówki. W sumie mam to z grubsza w nosie, w końcu nie mają prawa zatrzymać mi świadectwa maturalnego. Z drugiej jednak strony fajnie byłoby już mieć w domku dowód na potwierdzenie mojego tytułu technika - plastyka he he...

Średnio jestem z siebie zadowolona... Sądziałam, że matura pójdzie mi lepiej, ale ja zawsze muszę się napalić na nie wiadomo co, a potem jest do dupy, a ja przez tydzień chodzę jak struta... Człowiek pozbawiony ambicji to człowiek szczęśliwy! (moja nowa filozofia)

Chyba będzie tu jeszcze nudniej, niż jest (jeżeli to w ogóle możliwe he he). Teraz, kiedy już skończyłam szkołę (Jezus!!! Nareszcie!!!) chyba w ogóle przestanę mieć tematy na notki... Nudą wieje!!!

Dobra, dość! Oddaję się oczekiwaniu na "pożegnanie maturzystów". Bojkotuję klucze OKE, nic nie ściągam i nie sprawdzam, muszę się podleczyć psychicznie :)) Pozdro 600 ;))))))

MATURA-BZDURA! :))))
Autor: dorothee
13 maja 2005, 10:20

No i się doigrałam! Odgrażałam się, że nie zdążę się przygotować do matury z historii i tak się stało. A trudna była jak cholera. W sumie to chyba nie mam sobie tak szczególnie wiele do zarzucenia, bo nawet gdybym się przygotowała w takim stopniu, w jakim bym chciała, to zapewne z premedytacją pominęłabym te zagadnienia, które się wczoraj pojawiły, uznając je za nieistotne. Widocznie jednak istotne są i to bardzo, skoro 70 tys. maturzystów musi je znać. Ja nie znałam - mój problem. Wynik jest taki, że z nieoficjalnego na razie klucza wypada mi 65% za arkusz podstawowy. Rozszerzonego nawet nie chcę sprawdzać...

Hańba! Cóż na to Czarny Rycerz? Chyba się zapłacze!

Jeszcze tylko WOS i wolność! Tym razem muszę się lepiej przyłożyć do nauki, bo znowu muszę ratować honor he he.

Cholera!!! Wkurza mnie tylko, że nieznajomość herbu Księstwa Warszawskiego może zaważyć na moim życiorysie!!! Czyż to nie jest irytujące????!!!!????!?!?!?!

Pozdrowienia dla wszystkich tegorocznych maturzystów! 3majmy się! :)

Moje ZZZ - Zachorować - Zapomnieć - Zawalić...
Autor: dorothee
10 maja 2005, 09:11

Osobliwa ta notka poniżej, nieprawdaż? Cóż... była to moja reakcja, po tym, jak uświadomiłam sobie, że nie zdążę się przygotować do matury z historii. Ale już wykrzyczałam się, naprzeklinałam, nawzywałam Mocy Niebieskich i teraz przedstawiam sobą postawę stoicką - niczym nie zmącony spokój. Inna sprawa, że moja kariera stoika długo nie potrwa: zaraz po zakończeniu matur przerzucam się na hedonizm he he :)) Przepraszam, odwala mi po powtórkach z filozofii do matury z polskiego ;) Swoją drogą już nic z tych powtórek nie pamiętam - ZZZ: Zakuć - Zdać - Zapomnieć - to moje drugie imię :))))))))))

Moje położenie nie jest zbyt ciekawe (odkryłam na przykład, że nie spełniam nawet połowy wymagań egzaminacyjnych), a ja jestem w doskonałym humorze - widzicie moi drodzy, co edukacja czyni ze zdrową psychiką?! :) [bo nie wykluczam, że kiedyś była zdrowa ha ha].

Pogoda jest beznadziejna, aż się żyć odechciewa... Gdzie jest słońce?!?!?! Przecież to połowa maja! Powinnam rozpływać się z gorąca w linii komunikacji miejskiej numer 44, ja tymczasem perfidnie znowu się rozchorowałam - tym razem na paskudną, wredną anginę (pod znakiem tej choroby upłynęła mi połowa dzieciństwa, począwszy od któregoś z pierwszych miesięcy życia, stąd moja niechęć jest chyba zrozumiała) - jest to oczywiście kolejna przeszkoda w nauce historii. Kiedy wróciłam z przychodni i oznajmiłam, że mam anginę (migdałki spuchnięte jak balon!!!), moja kochana Rodzicielka stwierdziła z właściwym sobie niesmakiem: "Ha! Piwo było za zimne!" Cóż... bez komentarza ;)

Tymczasem połowa matur pisemnych za mną. Nie powiem, jak mi poszło, bo nie wiem. Zawsze, gdy powiem, że dobrze, to okazuje się, że poszło źle; gdy powiem, że źle - dowiaduję się, że jednak dobrze. Poza tym mam nieprzeciętnego pecha i nie chcę zapeszać, w ogóle nie mam ochoty się nad tym zastanawiać, nie mam czasu, mam o czym myśleć, itp, itd, bla bla bla...! No! Tyle wystarczy! :)

Oddalę się zatem w celu badania zawiłych ścieżek historii... Cześć pracy! Ku chwale Ojczyzny!

Ratunkuuuuuuu!!!!!!!
Autor: dorothee
10 maja 2005, 09:05

Jezu, Jezu, Jeeezuuuu!!!! Boże! Ratunku! Jeezuu!!! EEE! AAA! UUU! NieeeEEE! Echeche...! Buuuu! chlip chlip...... :~~~~~~(

100%!!! 100%!!! 100% czystej szajby!
Autor: dorothee
01 maja 2005, 21:01

Mam za sobą wreszcie te przeklęte matury ustne!!! Zakończyłam zatem pierwszy etap męczarni, zwanej egzaminem dojrzałości, ale niestety nie mogę liczyć na to, że teraz będzie z górki. Dwa dni temu zdałam ustny polski. Muszę się pochwalić, że uratowałam honor nadwątlony angielskim i dostałam 100% , co oczywiście nieskromnie wprawia mnie w stan euforii.

Doskonały wynik opłaciłam jednak słono - dosłownie i w przenośni, bo znowu ryczałam - zdarza mi się to ostatnio zdecydowanie za często! Kilka pierwszych dni po egzaminie z angielskiego upłynęło mi wyłącznie na przeżuwaniu goryczy porażki. Dopiero w weekend zabrałam się za ostateczne przygotowywanie prezentacji. Musiałam przekopać tony kserokopii, co zajęło mi zdecydowanie zbyt wiele czasu (również w nocy), tak że ostatecznie za pisanie konspektu pracy, przygotowywanie prezentacji multimedialnej, analizę wierszy i ćwiczenie nawijania zabrałam się dopiero w przeddzień. Do pisania zabrałam się o 9:00 rano, ale o 16:00 byłam dopiero w połowie pracy. Dodatkowo robotę ciągle przerywały mi nieustające wędrówki facetów konserwujących instalację gazową. Pukali do drzwi z regularnością do 10 min, co w pewnym momencie krańcowego skupienia, z którego mnie wyrwali, zaczęło mnie doprowadzać do szału! O godzinie 21:00, a więc po 12 godzinach pracy moja prezentacja nadal była w powijakach, zdążyłam już też zaliczyć kłótnię z rodzicami, którzy postanowili "wspaniałomyślnie" uświadomić mi jeszcze, że to wszystko moja wina, żeby mi ta świadomość przypadkiem gdzieś nie umknęła i w ogóle wyłożyć wszystkie swoje pretensje, skoro jest już ku temu okazja. Wśród zarzutów znalazł się i taki, że zaczęłam pracować dopiero ostatniego dnia, co doprowadziło mnie niemal do szewskiej pasji, zwłaszcza gdy od kilku dni siedziałam po kilka godzin wypatrując oczy nad przeraźliwie nudnymi naukowymi wypocinami, miałam też za sobą dwa miesiące łażenia do biblioteki uniwersyteckiej i siedzenia tam do zamknięcia po to, by wszystko ostatecznie oddać na ksero. No cóż... zapamiętajcie tę ważną życiową prawdę dzieci: choćbyście siedzieli tygodniami po nocach, odżywiając się tylko kawą tak, że wreszcie wyparła by krew z obiegu, dla niektórych rodziców i tak bez przerwy tylko się obijacie! Musicie przyznać, że po takich słowach z ust rodziców w momencie rycia nosem w ziemię ze zmęczenia można dostać pier.....ca (przepraszam za słowo), nie należy mi się zatem dziwić, że rozpętałam III wojnę domową.

Na domiar złego pracę przerwała mi konieczność zwolnienia komputera. Dalsze pisanie kontynuować musiałam ręcznie. Po 22:00 w mojej mamie wezbrała litość i postanowiła mi pomóc. Podzieliłyśmy obowiązki: ja pisałam ręcznie, rodzicielka wklepywała tekst do komputera. O godzinie 2:20 w nocy skończyłam pisać, zwolniłam też mamę, która zaraz poszła w tzw. "kimę", ja natomiast pracowałam dalej. Konspekt skończyłam po 3:00, nie było mowy o ćwiczeniu gadania, więc postanowiłam zabrać się jeszcze szybko za prezentację multimedialną (ach.. ten mój przerost ambicji!) - wynik był taki, że straciłam rachubę czasu i tej nocy w ogóle nie spałam.

W tym miejscu muszę podzielić się z wami moimi niezwykłymi nocnymi doznaniami, które narodziły się w wyniku niewyspania. Przede wszystkim szum komputera w całkowitej ciszy nie tylko pokoju, nie tylko mieszkania, ale i osiedla, zaczął w mojej szajbniętej głowie wywoływać omamy słuchowe. Wydawało mi się np.: że słyszę jakiś przytłumiony męski głos za ściany, potem że słyszę muzykę. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, wobec czego zaczęłam się podejrzewać, że to pierwsze oznaki szaleństwa ;) Moje zaskoczenie sięgnęło zenitu, gdy nagle usłyszałam śpiew ptaka! Tym razem okazał się jednak prawdziwy, bo gdy spojrzałam w okno okazało się, że właśnie gasną latarnie i robi się jasno!!! Na zegarku była 5:00!!! Co śmieszniejsze nie bałam się, że się nie wyśpię na maturę, tylko, że zaraz nakryje mnie któreś z rodziców i dostanę ochrzan. Do ochrzanu było już niedaleko, ale położyłam się na dwie godziny spać i burzowa chmura poleciała dalej. Efekt drzemki był taki, że nie mogłam wstać, bo było mi słabo, niedobrze i potwornie bolała mnie głowa. Ratowałam się kawą.

Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło: prezentacja się podobała, dostałam pełną punktację mimo przekroczenia czasu, przy ocenie usłyszałam kilka miłych słów, rodzice w euforii, pozwolono mi nawet wyjść na miasto poświętować (choć ledwo trzymałam się na nogach ze zmęczenia). Ale po co ja to wszystko opisuję??? No cóż... to taka Matura Od Kulis. Was też to czeka - czyż to nie tragiczna świadomość? he he he.

Żeby nie było za pięknie i za miło po tym polskim rodzice postanowili mi nałożyć szlaban na imprezy i wyjścia na miasto aż do zakończenia matur, czyli........... do końca maja!!! Moi rodzice to tyrani! :~(