Tagi: nie nadążam
06 grudnia 2007, 22:24
Gdybym chciała najkrócej podsumować ostatni tydzień (i pewnie kilka poprzednich), wystarczyłoby powiedzieć: MŁYN! Cały czas coś się dzieje, cały czas mam coś do zrobienia, ciągle wszystko się odbywa na ostatnią chwilę, przed moimi oczami przesuwa się mnóstwo ludzi, czasami tracę rachubę. Nie dosypiam, nie dojadam, jestem permanentnie zmęczona. Ale gdyby mi ktoś zaproponował, żebym z czegoś zrezygnowała, powiedziałabym stanowczo: NIE! Ten tryb życia bardzo mi odpowiada (oczywiście dotąd, dopóki nie ryję nosem w ziemię ze zmęczenia).
Nie poznaję siebie ostatnio. Wychodzę ze skorupy i co więcej stwierdzam, że to nie jest takie złe. Śmielej podchodzę do ludzi (w końcu tyle ich nagle jest wokół mnie, że nie mam czasu się zastanawiać, co sobie o mnie myślą, więc przestaję się przejmować). Kolejne bariery własne pokonane? Być może... Boję się "efektu jojo" - że to chowanie głowy w piasek znowu wróci. Wszystko zależy od tego jak skuteczna będzie moja walka z kompleksami. Bo stwierdziłam ostatnio, że szkoda na nie zdrowia.
Nie powiem, że wyleczyłam się z bycia bojuchem. Nadal przy każdym pomyśle, czy przedsięwzięciu mam od razu tysiąc "ale". Tyle, że łatwiej mi podjąć ryzyko. Bo kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje ;)
Żyję pełnią życia ostatnio - przynajmniej jak na moje możliwości ;) I bardzo się cieszę, że tyle się dzieje. Nawet jeżeli ten młyn jest dla mnie czasem zabójczy... ;)