25 czerwca 2007, 12:42
Ufff... Boże, jak mi się już nie chce. Jutro ostatni egzamin, potem za tydzień poprawka, a poza tym mnóstwo papierkowych formalności i szukanie pracy. Kocioł, po prostu kocioł. A mi się chce tak po prostu posiedzieć w ciszy i myśleć o niczym. Strasznie mi się chce wakacji, oj strasznie. Niestety obawiam się, że z wakacji już wyrosłam. Powinnam już raczej myśleć w kategoriach urlopu.
Z wiedzą moją na jutrzejszy egzamin nietęgo. Nauka przy rodzinie graniczy z niemożliwością. A kiedy na dodatek większość tej rodziny ma wolne i kręci mi się ciągle przed nosem, to jest już tragicznie. Prawda jest taka, że ostatnio potwornie trudno mi się skupić i mimo moich rozpaczliwych prób i starań, niewiele udaje mi się nauczyć. Szczęście do pytań też mnie jakoś opuściło, więc nie wiem, jak to jutro będzie. Chciałabym oczywiście myśleć, że będzie dobrze, ale to jest równie trudne.
W weekend miałam okazję się trochę odprężyć. Wybrałyśmy się z Messaliną na Noc św. Jana do skansenu i było (cytując "Włatców Much") "zajebiaszczo". Ach te "kochanowskie" klimaty. Wróciłam nad ranem w doskonałym nastroju i w pełni usatysfakcjonowana dobrą zabawą, ale teraz mam moralniaka, bo może trzeba było się uczyć zamiast balować.
A teraz powinnam się uczyć zamiast siedzieć w necie. Więc znikam.