06 stycznia 2007, 14:32
Styczeń się zaczął... trzeba by to jakoś odnotować... Nie mam niestety jakichś wybitnie ciekawych doniesień. Drugie podejście do prawa jazdy się nie powiodło i teraz mam standardową chwilę zwątpienia. Sylwester też się nie udał za szczególnie - wynudziłam się. W Nowy Rok mój humor ratowała Messalina - grzaniec był pyszny. Bank po raz kolejny mnie wkurzył - po raz kolejny zgłosiłam brak PINu i po raz kolejny odesłano mnie z kwitkiem ("Bo to przychodzi zwykłym listem, nie poleconym! Niech pani spyta, może ktoś z rodziny wyjął?" - a ja mieszkam w pałacu i widuję się z rodziną wtedy, gdy się przypadkiem zaplącze w moje skrzydło budynku, tak?!?!). Po weekendzie zaczynają się pierwsze zaliczenia - na pierwszy ogień idzie ekonomia. Nie cieszy mnie to zbytnio. Mimo, że moja Rodzicielka ma wykształcenie ekonomiczne, to na moje nieszczęście nie udzieliło mi się ono w genach. Miłą niespodzianką okazało się zwolnienie z zaliczenia z historii - przynajmniej jedna rzecz z głowy. Trwa wielkie polowanie na skrypty i notatki ze wszystkich przedmiotów - tuż przed sesją są na wagę złota, bo doskonale ułatwiają życie. Oczywiście panikę wywołują wymagane zagadnienia, których w skryptach brakuje. Wczoraj natomiast po raz pierwszy w życiu jadłam kraba (w pysznej zresztą sałatce) i przyznaję, że jest pyszny. A poza tym udała się niespodzianka urodzinowa na osiemnastkę Mon Frere i to jest jakiś sukces.
A ja się lenię i cierpię na chroniczny brak motywacji. Coś nowego? Nie bardzo...