Archiwum 25 września 2006


"Bar wzięty!" ;)
Autor: dorothee
25 września 2006, 16:17

To był bardzo "procentowy" weekend :) Po imprezie nad Piasecznem dwa dni dochodziłam do siebie, ale chyba było warto. Huczne zwieńczenie wakacji. Sęk w tym, że odkąd ludzie wrócili i znowu zaczęło się coś dziać, totalnie mi się odechciało te wakacje kończyć i już mi się tak miło nie jawi powrót na uczelnię, a konkretniej powrót do nauki i nudnej, szarej rzeczywistości.

Ale póki co jeszcze tydzień byczenia się i niemyślenia o niczym więcej poza tym, jak się dobrze wybyczyć.

Imprezę tymczasem mogę z całą odpowiedzialnością za swoje słowa nazwać udaną, przynajmniej w moim odczuciu. I fajnie było się spotkać w większym gronie. Mimo, że przed wyjazdem miałam tysiąc wątpliwości i sama już nie wiedziałam, czego chcę, to jednak cały czas miałam przeczucie, że jeżeli tam nie pojadę, to będę żałowała. I cóż... chyba miałam rację - żałowałabym. A tak bawiłam się nieźle, ubzdryngoliłam się jak truteń, potem cały dzień miałam kaca, ale przynajmniej mam teraz co wspominać. A zapewniam, że jest co :) , chociażby nocna kąpiel w jeziorze (na szczęście nie moja), albo najście pana sąsiada, który najpierw przedstawił się jako "łagodny zboczeniec", prezentował wszystkim swoją ranę postrzałową na czole, a potem (urażony wyproszeniem go z imprezy) zagroził wezwaniem policji, jeżeli nie będziemy cicho. Chłopcy w odpowiedzi obiecali mu porachować kości. Policja ostatecznie się nie pojawiła, pan sąsiad też już nie wrócił.

Ogólnie było dużo rozmów, dużo wygłupów, dużo śmiechu i oczywiście dużo alkoholu (w najróżniejszych rodzajach). Humory były szampańskie. I tak nam zeszło do bladego świtu. Wszystkich ostatecznie ścięło nad ranem. Po krótkim ładowaniu akumulatorów udaliśmy się na PKS. Skacowani i wypluci mieliśmy nieszczęście trafić na wybitnie niemiłego kierowcę, którego wyraźnie coś ugryzło - warczał na nas, że się grzebiemy z szukaniem pieniędzy, pośpieszał nas z miną z rodzaju: "Ach ta dzisiejsza młodzież! Imprez się gówniarzom zachciało!" i kręcił z politowaniem głową na widok Stomatolożki na kacu-gigancie, która ledwo siedziała. Jechał jak wariat, jakby był ciągle spóźniony. A na dodatek mieliśmy kontrolę biletów (o 7:00 rano w sobotę!). Byłam zbyt zmęczona, żeby się tym denerwować, ba! Byłam tym nawet rozbawiona :)

Krótko mówiąc: było fajnie. Chętnie to powtórzę, gdy tylko nadarzy się okazja :))