02 grudnia 2005, 18:35
"Jestem bogiem!" napisała mi w sms-ie Kaja, gdy się dowiedziała, że dostała 4 z kolosa ze wstępu do nauki o państwie i polityce (bo tak przemądrze się ten przedmiot nazywa). Ja tak o sobie nie myślę, ale faktem jest, że z tego samego kolokwium dostałam 4+!!! [6 na 7 pkt] Strasznie się cieszę, tym bardziej, że byłam przekonana, że napisałam same głupoty i nawet na zaliczenie się nie uzbiera, ale się uzbierało i to nawet sporo ponad te nieszczęsne 75%, więc teraz muszę już naprawdę poważnie pomyśleć o jakimś oblewaniu - dopiero psychologia, teraz wstęp... Dla odmiany w poniedziałek dowiem się, że muszę poprawiać geografię polityczną (a tego już jestem na 100% pewna), no i piszę kolosa z socjologii...
Ale póki co mam piątek i cieszę się weekendem zamiast myśleć o nauce.
Dziwna ochota na makowiec mnie dzisiaj napadła. Wracałam z uczelni i śnieg ciął mnie przez ryj, a ja w sposób groteskowy całą drogę czułam zapach makowca...! Warunkowania klasycznego też doznałam dzisiaj na własnej skórze (chyba nie za dobrze jest dużo wiedzieć z psychologii ;] ) - mijałam starą kamienicę w drodze do domu - miała otwarte drzwi, z których wionął typowy dla starych budynków mieszkalnych, korytarzowy smrodek: ciężki, cierpki zaduch stęchlizny, wymieszanej z zapachami gotowanych w mieszkaniach obiadów. I od razu przypomniały mi się wizyty u prababci z mojego dzieciństwa - w kamienicy, w której mieszkała z pradziadkiem też unosił się taki zapach. Prababcia nie żyje od paru dobrych lat i chyba zaczynam ją zapominać... A na dodatek kojarzy mi się ze smrodem z korytarza... Boże, ja jestem okropna!
Paskudna jak na razie ta nasza zima... Zamiast śniegu - ciapa, zamiast słońca, lazurowego nieba i iskierek promieni słonecznych, igrających na śniegu, skrzypiącym od mrozu - szare, ciężkie od chmur niebo, a na dodatek ten parszywy wiatr, który przeciśnie się przez każdą warstwę ubrania. Brrrrrr.... takiej zimy nie lubię!
Miałam dzisiaj zajęcia na Wydziale Psychologii - matko, ten budynek do ruina! Z sufitu odpada tynk, ze ścian złazi farba, a ja na dodatek miałam nad głową ciężki żyrandol z jakiegoś żeliwa - popis kunsztu kowalskiego jakiegoś natchnionego rzemieślnika - całe zajęcia wyobrażałam sobie jak ten artefakt zlatuje mi na łeb. Przyjemnie...
I to by chyba było na tyle...