22 listopada 2005, 17:23
Ojojoj, wróciłam właśnie od okulisty. I jak na razie pożegnałam okulary na rzecz soczewek. Niby nic niesamowitego, ale po noszeniu okularów bez przerwy przez 12 lat mam chyba prawo czuć się dziwnie. Przede wszystkim nie mogę się przyzwyczaić do wyglądu mojej twarzy - jest mi łyso! - ale myślę, że to kwestia kilku dni non-stop przed lustrem i przywyknę :))))
Kolokwia! Same kolokwia! Jestem wkurzona, że wszystkie zbiegają się w jednym czasie. Jak od początku roku nic nie musieliśmy zaliczać, tak teraz zwaliły się wszystkie kolokwia na raz. A partia materiału do nauczenia ogromna, czasu mało, zdrowia brakuje i bądź tu człowieku optymistą. Ba! Przygotowanym optymistą!
Zima nam się zrobiła na całego.... Śniegu nasypało, biało się zrobiło, znowu niebo nad miastem pomarańczowe wieczorem od miejskiego oświetlenia, które odbija się od chmur... No i zimno, cholera, co mi się podoba najmniej.
Kolejny straszny poniedziałek za mną. Na geografii politycznej przyszło nam się trochę powygłupiać, aczkolwiek miały być to twórcze wygłupy. Wymyślił sobie pan magister (a możliwe, że od czwartku już pan doktor), że będziemy sobie wzajemnie przedstawiać problemy globalne, ale w formie scenek, czy skeczów. Podzielił nas w tym celu na grupy i przydzielił tematy. Mojej grupie trafił się oczywiście najgorszy: globalizacja. Co i jak można przedstawić na temat globalizacji!??!?!! Ostatecznie jakoś wybrnęłyśmy. Poszłyśmy na pierwszy ogień - w pierwszej kolejności, jako ochotniczki. Facet trwał w osłupieniu, z podniesioną i drgającą nerwowo brwią, ale cóż... sam chciał!
Taaaaak.... Te zajęcia nauczyły mnie, że Migracja to córka Migraty i Migracjusa :)))))