12 września 2005, 12:41
Hmmmm... dowiedziałam się, że mam nowego czytelnika. Właściwie nie jest on wcale nowy, bo zawitał tu po raz pierwszy parę dobrych miesięcy temu, tylko czemu je nic o tym nie wiedziałam?!?!? Jak nie trudno się domyślić jest to ktoś znajomy, stąd mój ból niewiedzy, w końcu mojego bloga mogą czytać całkiem obce osoby (po to jest) i ja nie muszę o tym wiedzieć. O Tobie jednak, Czytelniku, wolałabym wiedzieć (tak, tak, do Ciebie mówię!) i ktoś, kto Ci udostępnił mój adres bez pytania dostanie po nosie, jak tylko wróci - uroczyście obiecuję!
Dość prywaty, od tego są telefony i gadu-gadu :))) Wpadłam w sidła biznesu, wir handlu ewentualnie ;) Rodzice się ze mnie śmieją, że doświadczenia z handlem ulicznym (a właściwie plażowym) znad morza weszły mi na stałe w krew, wobec czego wróżą mi przyszłość przekupy. Póki co handluję własnymi podręcznikami, choć ja postrzegam to nieco inaczej: pozbywam się zbędnego gradobicia z pokoju - w końcu po co i jak długo można to gromadzić?! Robiąc ostatnio remanent dóbr materialnych zgromadzonych w moim pokoju, doszłam do ważnego wniosku, że ponad połowa moich rzeczy to niepotrzebne badziewie i trzeba się tego pozbyć w celu zwiększenia przestrzeni życiowej, a jak wiadomo tej nigdy za wiele. A skoro już złapałam bakcyla interesu, czemu nie można by było jeszcze na tych porządkach zarobić? Tak więc zrobiłam nalot na szkołę, jak również na bazar i co nieco się pchnęło. Kasa pójdzie na cel charytatywny - wspomogę osobę potrzebującą - czyli siebie! :)))))
To nie koniec ani porządków, ani desperackiego poszukiwania dochodu. W planach mam jeszcze rewolucję w moim dorobku artystycznym, który (przykro mi to stwierdzić) zaczyna mi w pokoju zawadzać. Gdyby się tak głębiej zastanowić, na obrazach też można coś niecoś zarobić, więc pełnam nadziei na przyszłość. :)))
[Czemu ten Internet się rusza jak mucha w smole?!?!?! Zaczyna mnie to irytować!]
Jak wiadomo po pracy trzeba się odprężyć - prawda znana nie od dziś - więc i ja sobie trochę baluję. "Nareszcie!" chce się rzec, bo do niedawna wszystko dryfowało po niebycie w formie planów odleglejszych niż odległych. Brak czasu, brak lokalu, brak inicjatywy. Ale wystarczyło, żeby wpadła Blondie, narobiła zamieszania, jak zwykle postawiła na swoim i w ten sposób spędziłyśmy miło od dawna planowany wieczór na mieście. Prawdziwa "ladies' night", choć Messalina tęsknie rozglądała się za przedstawicielami płci przeciwnej (oj, rozpuścili Cię adoratorzy, Messalino, rozpuścili...! Nawet pięciu minut nie wytrzymasz, gdy nie jesteś adorowana!). Ekhm... może za tekst o panach na traktorze jakimś cudem jeszcze nie zginęłam, ale za to już mi się na pewno oberwie! Zatem korzystajcie póki jeszcze żyję i kupujcie ode mnie podręczniki (obrazy ewentualnie, zależnie od potrzeb)!!! :))))))
Na koniec czuję się w obowiązku sprostować. Pokręciłam cytat z Leśmiana (wstyd! przecież to mój ulubiony poeta!). Przytoczę zatem fragment wiersza, o który mi chodziło, tym razem już tak, jak brzmi w oryginale, co by się poeta już nie musiał dłużej w grobie przewracać:
"W malinowym chruśniaku, przed ciekawskich wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem."
Ach..... od razu przypomina się ze wszech miar natchniona recytacja kolegi Filozofującego i cichy szmer zachwytu jaki uniósł się nad pogrążoną w ciszy żeńską częścią publiczności, bądź co bądź w większości pretendującą do miana oficjalnej adoratorki utalentowanego recytatora hi hi hi... Ja może nie pretendowałam, ale przyznać mogę, że na mnie też zrobił wrażenie - wiersz, nie recytator! :))))