27 maja 2005, 11:21
No i jestem znów... Dzisiejszy dzionek zaczęłam od powrotu do przeszłości - owsianką! To zabawne, że od razu przypomniało mi się całe dzieciństwo, przedszkole, zapach przypalonej owsianeczki, jakaś pani Krysia, Mariola, czy inna Stasia zmuszająca do zjedzenia choć jeszcze jednej łyżki "za mamusię" (cóż za przebrzydły szantaż emocjonalny - przecież wiadomo, że dziecko się nie oprze, w końcu dobro mamusi to rzecz wielkiej wagi!), a przede wszystkim nasze rozpaczliwe próby uczynienia z tej przypalonej brei czegoś jadalnego (m.in.: poprzez sypanie do niej ton cukru, albo kakao). He he, z perspektywy czasu to nawet zabawne. No, najadłam się i teraz ja też jestem "Owisianą Lady", ha ha ha!
Wczorajszy dzień nudny, jak dzisiejsza owsianka (he he). Na procesji myślałam, że ugotuję się żywcem, ale wytrwałam do końca. Nawet jakoś szybko zleciało... W ogóle tegoroczne Boże Ciało było u nas wydarzeniem roku, bo zmieniła się trasa procesji (a raczej powróciła do pierwotnego stanu sprzed kilku lat), wobec czego zleciała się prawie cała parafia (przede wszystkim obrażeni dotąd mieszkańcy omijanych okolic), więc - jakby to powiedziała Rodzicielka - "ludziów jak mrówków" :)))
Poza tym mało brakowało, a zapomniałabym o zakończeniu roku w poniedziałek i pewnie bym nie poszła. Swoją drogą to chyba byłoby najlepsze zakończenie nauki w naszej "kochanej" szkółce, nieprawdaż?
Jeszcze tylko przetrwać zamieszanie z kwiatami, obiegówkami i świadectwami w poniedziałek i w cholerę z tym wszystkim! Brrr... aż mi się tam nie chce jechać, ale jak mus - to mus.
Na razie to chyba wszystko...