13 kwietnia 2005, 10:17
Bardzo nietypowa to dla mnie pora wpisu, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że mamy środę, ale korzystam z jedynej wolnej chwili od jakiś trzech tygodni (!). Dyplom dał mi się poważnie we znaki. Przy okazji okazało się, że znam siebie bardzo dobrze. Czy pamiętacie, że w którejś z notek snułam straszne profetyzmy, że wszystko zostawię sobie na ostatnią chwilę, będę siedzieć po nocach, frustrować się i marzyć choć o godzinie snu? Jak myślicie: miałam rację? Oczywiście, że miałam! Stało się dokładnie to, co przewidziałam - choć uważam, że nie do końca z mojej winy - i faktycznie ostatnie tygodnie były jednym wielkim, nie kończącym się pasmem zapieprzania. Napiętrzyło się problemów, żyć się odechciało, a co gorsza nie mogę jeszcze z ulgą powiedzieć, że mam to wszystko za sobą, bo obrona (brrr... aż ciarki przechodzą na samą myśl) dopiero przede mną (tzn. JUTRO!!!!!!).
Okazuję się również osobą o nieszczególnej odporności psychicznej, gdyż jestem całkowicie rozchwiana emocjonalnie: albo ryczę jak bóbr, albo dostaję głupawki. Może to brak snu, he he... Ale jak to mówią: raz kozie śmierć, wobec czego na jutrzejszą obronę zaczynam już czekać z utęsknieniem, żeby wreszcie mieć to za sobą!
Nie na długo zaznam spokoju, bo za tydzień zaczynają się matury ustne (nota bene nic się nie uczyłam - moja beztroska jest powalająca). Moje plany na razie ograniczają się jedynie do chęci porządnego uwalenia się - w końcu mi też się coś od życia należy.
Instytucja, którą każdy kiedyś musi skończyć, zdobyła wreszcie moją bezinteresowną nienawiść. CHCIELIŚCIE? - MACIE!!!
A teraz niestety muszę już kończyć, gdyż zew szkoły wzywa. Do zobaczenia - mam nadzieję W TYM życiu! ;)