18 listopada 2004, 18:20
Burza się dzisiaj rozpętała, dosłownie i w przenośni. Dzień dzisiejszy upłynął (a właściwie jeszcze upływa) pod znakiem kłótni z ojcem. Kolejna sprzeczka z panem Ja Zawsze Wiem Lepiej. Chociaż jeszcze nigdy dotąd tak bardzo się nie bałam, że mnie uderzy... Ale to tylko "uroki" życia pod jednym dachem z furiatem. Nie będę więcej o tym pisać - nie warto. W sumie nigdy się nikomu na to nie skarżyłam - pewnie będziecie odrobinę zaskoczeni..... Mniejsza z tym.
Dobrze, że mój ojciec nawet nie wie, co to jest blog, bo dopiero miałabym awanturę o niesubordynację! Chyba szukałabym mieszkania za to, co tu wypisuję.... he he..... Przesadzam, ale już skoro jestem przy tym temacie myślę coraz poważniej o tym żeby zwiewać z tego domu, w którym z roku na rok panuje coraz bardziej niezdrowa atmosfera. Wprost idealne do tego byłyby studia w Warszawie......... hmmmm....... ale po co ja wam to mówię???
Dostałam dzisiaj życzenia urodzinowe. Spóźnione, bo spóźnione, ale zawsze to bardzo miłe. DZIĘKUJĘ :*
Wszystko się sypie! Wszystko jest do dupy! A najgorsze jest to, że coraz więcej osób stara się mi udowodnić, że do niczego się nie nadaję. Niestety nie spływa to po mnie jak po kaczce (czyli tak jakbym tego chciała), bo łatwiej wmówić mi coś okropnego, albo mnie przestraszyć, niż mnie pocieszyć, lub przekonać o czymś fajnym. Po prostu jestem niereformowalną pesymistką i co gorsza nic na to nie poradzę.
No! To się trochę nad sobą poużalałam! Idę sobie w takim razie dalej roztrząsać kwestię, czy jestem zerem kompletnym, czy jeszcze przedstawiam sobą jakąś wartość....
Aha! I żeby mi tu nie wyszło na to, że wymuszam na was jakieś współczucie. Nic z tych rzeczy!