Archiwum luty 2007, strona 1


Koniec laby! Do pracy rodacy!
Autor: dorothee
11 lutego 2007, 18:04

No i skończyło się leniuchowanie. Od jutra trzeba wracać na uczelnię i dzielnie stawiać czoło kolejnym zadaniom, jakie stawia przed nami każdy kolejny dzień (jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało). ;)

Zastanawiam się, co mnie teraz czeka. Po poprzedniej sesji zimowej bardzo, ale to baardzo nie chciało mi się wracać. Ciężko ją zniosłam, czułam się jakby mnie walec przejechał i wydawało mi się, że już więcej nie zniosę. Ale zniosłam dzielnie i może dlatego, wzmocniona tą wiedzą, w tym roku wracam chyba chętniej.

Nie była zbyt rozrywkowa ta moja przerwa w tym roku, ale nie było też tak tragicznie, żebym cały tydzień przesiedziała w domu jak jakiś zakapior. Na szczęście. Trochę się poleniłam, trochę wyrywałam na wieczór, choć przyznaję, że akurat kiedy ja miałam przerwę, to wszyscy albo wyjechali, albo jeszcze mieli zajęcia. Dopiero teraz, kiedy mi trzeba na zajęcia iść, moi znajomi i rodzeństwo zaczynają leniuchować. Ale w drugiej połowie tygodnia było trochę rozrywek i dobrze, bo przyznaję, że ferie zaczęły się przyjemnie wprawdzie, ale chyba miało być trochę inaczej. No, nie ważne. Grunt, że Eks - klasa znowu się zebrała, tym razem by witać Przybysza z Irlandii (witamy w Ojczyźnie ;] ), Messalina również dbała, żebym nie przyrosła do fotela i mnie aktywizowała, a poza tym miałam dwa zaproszenia na oglądanie filmów, z których w obu przypadkach skwapliwie skorzystałam. Nie przemęczałam się, przyznaję, tylko zupełnie nie wiem, dlaczego po tych feriach jestem gorzej zmęczona, niż przed nimi??? Może to ta zima.

Kurcze! Myślałam, że mam coś wartościowego do powiedzenia dzisiaj. Ale chyba nie mam... ;) Do usłyszenia!

Głosem mentora ;)
Autor: dorothee
05 lutego 2007, 10:38

Tyle było szumu, przygotowań, zamartwiania się, zjedzonych nerwów i proszę! Jedna noc i koniec. Studniówka Ma Soeur stała się już historią. I wszystko odbyło się tak, jak przewidywałam, zgodnie z moimi mentorskimi radami ;) Młodzieży nikt nie pilnował, nie rewidował, nie legitymował, bawili się świetnie, zgonów nie było, a zespół grał fantastycznie. Makijaż się nie rozmazał, fryzura nie rozleciała, sukienka nie przeszkadzała w polonezie, buty były wygodne, za to komplementy sypały się ze wszystkich stron. Kamerzysta jak zwykle był wścibski i świecił lampą po twarzach. Wszyscy się ze sobą świetnie dogadywali i każdy bawił się z każdym. Zabawa była przednia.

Kiedy tak to piszę, to przed oczami staje mi moja własna studniówka. Muszę przyznać, że u mnie było dokładnie identycznie. I też wcześniej było dużo nerwów, przejęcia i organizacyjnej gorączki, dużo straszenia rewizjami i strofowania dobrym imieniem szkoły, dużo pompy i setki prób poloneza. A skończyło się świetnie i przede wszystkim na luzie. I zostało mnóstwo przyjemnych i śmiesznych wspomnień.

Ten scenariusz powtarza się chyba na wszystkich studniówkach. Zastanawiam się, dlaczego? I mam przeczucie, że to się wiąże z przekonaniem o unikatowości studniówki. Sama sobie przypominam słowa koleżanek: "Wszystko musi być idealnie! W końcu to jedyny taki bal w twoim życiu i musisz go dobrze wspominać!" Tyle tylko, że rzadko coś wychodzi idealnie, nigdy nie obędzie się bez zgrzytów, choćby malutkich. Czy warto w takim razie narażać się na niepotrzebny stres i frustracje?

Na szczęście czas jest lekarstwem na wszystko :) Ja sama z wielu rzeczy odnośnie swojej studniówki nie byłam zadowolona, wiele rzeczy bym zmieniła, ale im więcej czasu upływa, tym lepiej ją wspominam i coraz łatwiej mi ją podsumowywać jako naprawdę udaną. Bo w ostatecznym rozrachunku pamięta się tylko te dobre rzeczy. :)

Łeeee... znowu wpadam w mentorski ton. Za co z góry przepraszam :)

Dziwne uczucie...
Autor: dorothee
01 lutego 2007, 13:05

Jakie to dziwne uczucie... tak sobie siedzieć i nie musieć nic konstruktywnego robić... tylko myśleć o niczym... błogie lenistwo. I wieczór w klimacie reagee :) Mam nadzieję udany. Obowiązkowo udany!