Tydzień z haczykiem


Autor: dorothee
Tagi: urwanie głowy  
17 grudnia 2007, 22:29

Wedle mojej wszelkiej rachuby ostatnia moja notka pochodzi z okolic Mikołajek... A to było bardzo dawno temu ;) A może nawet i nie tak dawno, raptem tydzień z haczykiem, ale ile w tym czasie zdążyło się zadziać. Młynu ciąg dalszy - możnaby powiedzieć.

Oczywiście nadal mi to odpowiada, że tyle się dzieje, niemniej jednak mojemu ciału chyba niekoniecznie, bo Ma Soeur ostatnio ciągle powtarza mi, że mam wory pod oczami. Faktycznie, sama zauważyłam, iż jest to już w moim przypadku stan permanentny ;) Ale z drugiej strony kiedy mam korzystać z młodości, jak nie teraz? Kiedy będę miała 60 lat?

Co się zatem działo? - zapytacie. A dużo się działo, oj działo... Przede wszystkim szkolenie w Janowcu, kolejna wycieczka do sądu, rozkręcanie projektów SSPONZowych, pierwszy egzamin w tym roku i oczwiście całe mnóstwo zajęć, zajęć i jeszcze raz zajęć.

Wyjazd do Janowca był absolutnie fantastyczny i nie mówię tego tylko ze względu na wielce udane imprezy (postawiliśmy na nogi całe sąsiedztwo - "bo przecież w adwencie nie można imprezować!"), ale też na same szkolenia, "energizery", "ice-breakery", fantastyczną atmosferę, integrację, całe uwolnione pokłady bardzo pozytywnej energii i pomysłowości. Organizatorzy spisali się świetnie - 12 POINTS! ;) Nasze raczkujące jeszcze stowarzyszenie dostało porządnego kopa i efekty już widać - w końcu mamy już całkiem konkretne pomysły na przyszłoroczną działalność. A ten przyszły rok w końcu nie tak znowu daleko...

I to kolejne wydarzenie dni ostatnich - mianowano mnie koordynatorem kolejnego wyjazdu szkoleniowego. Wprawdzie moje "koordynowanie" zaczęło się niezbyt dobrze - od odwołania zebrania logistyki, ale wierzę, że będzie mi to wybaczone ze względu na szczególne okoliczności. Nie zniechęcam się bynajmniej :)

A okolicznościami tymi był z kolei mój pierwszy w tym roku egzamin. Zdany na 5 oczywiście! (chociaż nie, po ostatniej sesji to wcale nie jest już takie oczywiste ;] ). Może i trudno nie było, ale i tak się cieszę.

I legitkę wreszcie dostanę elektroniczną. O ile dostanę...

Całe moje życie ostatnio kręci się wokół SSPONZu. Przyznać muszę szczerze, że nie spodziewałam się, że aż tak się wkręcę. I bardzo mi z tym dobrze. Dobrze mieć się dla czego poświęcić, skoro nie ma dla kogo (nie, nie użalam się nad sobą ;] ).

Dlatego też strach pomyśleć co by było, gdyby mi tego zabrakło, właśnie teraz, gdy wszystko dopiero się rozkręca. A ważyły się już losy SSPONZu - no, może nie aż tak, żeby nas mieli likwidować ;) ale jeszcze chwila i odrzucono by nasz wniosek o zmianę danych w KRSie. Gdyby tak się stało, oczywiście potraktowałabym to jako osobistą porażkę, bo to w końcu moja działka obowiązków. Ale nie bylibyśmy SSPONZem, gdybyśmy tego nie załatwili - nawet 10 min po zamknięciu Biura Podawczego. Takie rzeczy to tylko w SSPONZie ;) I wchłoniemy AEGEE! :)))

Wpisu w KRSie nadal nie mamy, ale jestem już dobrej myśli.

A przed nami święta. Nawet nie liczę na odpoczynek. W końcu wszystko jedno jak się zmęczę: nad książkami, czy przy garach ;)

A póki co głowa mi już leci na klawiaturę ze zmęczenia. To znak, że pora kończyć. Bywajcie!

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz