Sielanka?


Autor: dorothee
12 stycznia 2006, 12:01

Dzień jakiś taki piękniejszy dzisiaj...

...niebo iście zimowe przechodzi od bieli, przez błękit w głęboki lazur, na tle którego wyraźnie odcinają się pokryte szronem, białe drzewa...

...mróz szczypie w policzki, a w powietrzu fruwają iskrzące się wesoło w słońcu drobinki lodu. Spadają z gałęzi i dachów prosto na głowy przechodniów, którzy w zwykłym codziennym pośpiechu zdają się nie zauważać, że Pani Zima pokazuje wreszcie swoje uśmiechnięte oblicze...

...jaśniej, żywiej, ożywczo...

...i może byłby to cudowny dzień...

..gdyby...

...

...

...GDYBY MNIE NIE WKURWIŁA STARA KROWA!!!

Tak się wkurwiłam, że aż postanowiłam o tym napisać. Pomijam już fakt, że jestem niewyspana, bo do 3:00 w nocy robiłam różne fascynujące rzeczy, jak np.: nauka psychologii. Ale to mnie wyprowadziło z równowagi.

Zacznijmy od tego, że Lublin nasz kochany, nie jest wystarczająco cywilizowanym miastem, by posiadać więcej jak dwa parkingi. Tak więc wszyscy nasi zmotoryzowani współmieszkańcy, którym nie chce się za daleko przenosić swojego szanownego zadka za pomocą jedynie nóg, podjeżdżają samochodami pod same drzwi, a te jak wiadomo, generalnie do parkowania w ich pobliżu nie są przystosowane. Tak więc przeciskanie się chodnikiem między samochodem, a murem kamienicy stanowi w naszym kochanym prowincjonalnym miasteczku element codzienności.

Wracając dzisiaj z uczelni miałam niewątpliwą okazję po raz kolejny się o istnieniu tego zjawiska przekonać. I napotkać przy okazji na zasadniczą trudność, z którą każdy kiedyś uporać się musi: jak minąć się z dosyć obszerną (delikatnie mówiąc) osobą, mając do dyspozycji mniej jak metr szerokości chodnika. Zadanie to niełatwe, jak się wkrótce okazało, zwłaszcza gdy osoba nadchodząca z naprzeciwka nie ma zamiaru iść na żadne ustępstwa dotyczące choć centymetra chodnika dla ciebie. Tak więc idąc mijałam samochód, oczywiście zaparkowany całą swoją szerokością na chodniku. Byłam już w połowie jego długości, gdy pojawiła się rzeczona trudność, a raczej Trudność - starsza kobieta w typie Moherowy Beret, w futrze, obła i chwiejąca się na boki, zmierzająca w przeciwną do mnie stronę z zaciętą miną. "Oho! Będą kłopoty!" - pomyślałam, bo wystarczył jeden rzut oka na panią, żeby nabrać co do tego 100-procentowej pewności. Niestety nie miałam możliwości ustąpienia pani drogi, natomiast ona mi jak najbardziej - wystarczyłoby żeby zaczekała chwilkę, zanim zacznie się wpychać między samochód, mnie, a budynek. Ale kto to kiedy widział, żeby starsza osoba ustępowała w czymkolwiek smarkuli?!?!?! Więc pani celowo przyspieszyła, żeby się ze mną zderzyć, popchnęła mnie jeszcze z przesadnym impetem na budynek, w wyniku czego wpadłam akurat na wystającą z muru, ostrą krawędź metalowego parapetu, zaczepiłam o nią kurtką, ułyszałam głośne "Trrrrrach" (pani zapewne też, chyba że trochę przygłucha była - możliwe... - i przyślepa raczej też, inaczej by się nie pchała) - i teraz mam elegancką "perforację" na samym przedzie kurtki. Miałam ochotę pani nabluzgać, ale zaniechałam, gdy uświadomiłam sobie, że tylko na to czeka.

Tak więc ja mam zniszczoną kurtkę, a pani ma satysfakcję.

I to mnie właśnie wyprowadziło z równowagi. Bo nienawidzę takich starych, zakompleksionych, wrednych, zgorzkniałych, przesądnych, zacofanych, plujących jadem.......!!!!! A zresztą......

I jeszcze jakby tego było mało dostałam jakiegoś sms-a z życzeniami urodzinowymi, w ogóle nie adresowanego do mnie, bo ktoś pomylił numery, w ogóle nie adresowanego do żadnej kobiety, wierzcie mi... Miał postać żenującego, zboczonego wierszyka, tyczącego się zaliczania panienek w każdy dzień tygodnia, podpisany "Życzą Przyjaciele". Nie wiem, jak wy, ale ja takich przyjaciół nie mam.

Ale i tak się wkurwiłam...

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz