...rower jest wielce ok...


Autor: dorothee
07 czerwca 2005, 12:35

Czekam... Czekam wiernie niczym Penelopa na Odysa ;) na wyniki matury. A czas w sytuacji czekania dłuży się przeokropnie. Nie powiem żebym cierpiała na brak zajęć, bo Bałkanofil i Stara Znajoma dbają o to, bym nie zgniła w domu, nie ważne czy słońce, czy deszcz. A deszcz wczoraj był nieznośny. Chyba już dawno aura nie była tak rozchwiana: słońce - deszcz - słońce - deszcz - zimno - gorąco itd.

Muszę się pochwalić, że się udzielam charytatywnie, a właściwie nie ja, a mój skromny dorobek artystyczny. Za sprawą Starej Znajomej postanowiłam wesprzeć kilkoma pracami pewną aukcję... Podobno dobro zawsze wraca do nadawcy, więc może mnie spotka coś miłego... Dość, że moja Rodzicielka jest żywym potwierdzeniem tej tezy: wczoraj na ulicy znalazła 100 zł! To się nazywa szczęście! Ostatnio coraz częściej zaczęli do nas pukać po prośbie i mama nikomu nie odmówiła pomocy, a teraz ją też ktoś "wsparł". Czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości?

Mnie natomiast w dniu dzisiejszym najbardziej cieszy fakt, że wreszcie przestał mnie boleć tyłek! Ból ów był wynikiem wycieczki rowerowej z Bałkanofilem w sobotę. Przejechaliśmy chyba całe miasto w obie strony, z powrotem z resztą gnając na złamanie karku, gdyż Bałkanofil przypomniał sobie, że o czymś zapomniał :) Ja sama z resztą wsiadłam na rower po bardzo długiej przerwie (oooj... chyba dobrych kilka lat) - tak na marginesie, to nawet nie był mój rower :)) - więc zaczęłam od kilku kolizji i kontuzji, a moja kondycja na domiar złego okazała się poniżej przeciętnej (cóż... w-f w szkole to za mało... a mi się dotąd nie chciało w to wierzyć...), ale dzielnie pokonując swoje słabości nie dałam za wygraną ;) Jednak moje słabości za wygraną też nie dały, a znać o sobie dały dnia następnego w postaci lekkich zakwasów i niespotykanej bolesności tyłka (nie sądziłam, że tyłek może aż tak boleć!). Ale dziś już nie mam problemów z siadaniem, a na wycieczkę rowerową dałabym się wyciągnąc tym chętniej im mniej boli.

Problemem zasadniczym może być tylko chroniczny i chorobliwy brak w tym mieście, województwie i (jak sądzę) kraju - ścieżek rowerowych! Istniejące natomiast (przynajmniej w mojej dzielnicy) są po prostu parodią, bo czym innym nazwać można najzwyklejszy pod słońcem chodnik asfaltowy, pełen dziur i wybojów, który dotąd był tylko chodnikiem, a za sprawą przekreślenia go w połowie białą linią farby, stał się pół-chodnikiem, pół-ścieżką?! Czy wszędzie tak jest, czy to tylko lubelski wymysł?

Wiem, wiem, na wszystko potrzeba pieniędzy, a tych jak zwykle brak (choć uważam, że w większości przypadków są, tylko w niewłaściwym miejscu). Brak ten natomiast potrafi dać się we znaki: mi na przykład zburzył bardzo piękne wakacyjne plany, o których mówić nie będę, skoro i tak raczej nic z tego...

Papiery na studia poskładane i emocje trochę opadły... Swoją drogą sądziłam, że po wakacjach wszyscy się porozjeżdżają do stolicy, Krakowa, Poznania, czy jeszcze innej Łodzi, a ja w Lublinie, na tym moim UMCS-ie zostanę sama, a tu proszę - okazaliśmy się jednak w większości lokalnymi patriotami! Nawet na "moim" wydziale będę mieć już na starcie kilku "starych znajomych" ;)

Póki co idę się trochę ponudzić... Byle mnie tylko rodzice do jakiejś roboty nie wygonili (ha ha żartowałam)! Do zobaczenia!

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz