Po kolokwium
18 listopada 2005, 18:34
Mój Boże... to był chyba najgorszy tydzień mojego dotychczasowego życia. A właściwie nie - najgorszy był poprzedni... A może tego najgorszego jeszcze w ogóle nie było...?
Jestem właśnie po kolokwium. Cały tydzień nauki na niewiele się zdał - w ogóle nie jestem zadowolona z tego, co napisałam. Aby zaliczyć trzeba mieć przynajmniej 75% - więc o te 75% się teraz bardzo gorąco modlę, bo nie zachęca mnie wizja poprawki, tym bardziej, że na przestrzeni najbliższych 2 - 3 tygodni czekają mnie jeszcze cztery kolokwia (w tym jedno - z psychologii - nazajutrz po andrzejkach!!! Co za niefart!).
A właśnie - andrzejki... Napaliłam się już na jedną fajną imprezę, mieliśmy iść grupą, nawet miałam ochotę i jak na złość musiało wypaść to durnowate kolokwium!!!!! Nic nigdy nie poszło, nie idzie i nie pójdzie po mojej myśli. Że tak jest - to fakt, ja chciałabym tylko wiedzieć: dlaczego?!
Jestem zła - na wszystko i na wszystkich. Cholera, jestem upierdliwa jak nigdy... Mon Frère na mnie ostatnio napadł, że nic innego nie robię, tylko narzekam. Pewnie ma rację....
Wczoraj rozbawiła mnie taka moja pewna obserwacja natury socjologiczno - psychologicznej. Wracałam sobie z biblioteki objuczona książkami i dla rozrywki przyglądałam się, co się wokół mnie dzieje. Przede mną szła dziewczyna - laska, nie powiem, niczego sobie. Szła sobie nie za prędko, stukając wysokimi szpilkami skórzanych kozaczków i roztaczając wokół aurę seksapilu (choć nie do końca świadomie, ewentualnie nie do końca celowo - tak myślę - bo jej myśli zaprzątało co innego niż bałamucenie okolicy, co wywnioskowałam później z wyrazu jej twarzy. Myślę, że chodziło o fakt niepewności co do posiadania biletu MPK). Tak więc, jak już napisałam, zmierzała sobie spokojnie na przystanek. Tak się składa, że była to trasa często uczęszczana przez brać studencką, za czym z naprzeciwka nadchodziło dwóch kolegów... Chyba dalszy ciąg historii jest już w tym momencie dosyć przewidywalny, ale nie omieszkam opowiedzieć do końca. Tak więc, panowie szli sobie z naprzeciwka i udawali, że pani piękna nie robi na nich wrażenia. Nie wytrzymał jednak jeden z panów w udawaniu wstrzemięźliwości i obejrzał się za panią, gdy tylko go minęła tak, że głowa prawie mu się obróciła o 180 stopni :)))) Już sam ten fakt nieźle mnie rozbawił, ale na tym nie koniec. Dwóch kolejnych panów również uległo urokowi koleżanki, z czego jeden niemal postradał wzrok, wypatrując oczy tak, że jeszcze chwila, a wyskoczyłyby z orbit. :)
Cóż... nieraz słyszałam uszczypliwości pod adresem panów, że oglądają się na ulicy za paniami, czasem wręcz karykaturalnie, ale nigdy nie zaobserwowałam niczego podobnego, wobec czego sądziłam, że to mocno wyolbrzymione. No cóż... tylko krowa nie zmienia poglądów.
Dodaj komentarz