Od świątecznych opresji do totalnej depresji...
07 stycznia 2005, 17:11
Jak dawno mnie tu nie było! Tyle ciekawych rzeczy się działo, a ja przepuściłam wszystkie okazje do napisania interesujących notek. Karygodne!
Tak jak sądziłam święta przeszły sobie już dawno obok mnie i jakoś ich nie zauważyłam. Miałam plany wykorzystać wzorowo przerwę i zabrać się do roboty (paradoks! - pracować, kiedy jest czas na odpoczynek!), ale do roboty się nie zabrałam (można to było przewidzieć), a przynajmniej nie zabrałam się do niej w takim stopniu, w jakim chciałabym się zabrać. W tym roku czas upłynął całkiem miło, trzy dni spędzone rodzinnie (czyt. przy stole he he), nawet obyło się bez konfliktów (a rzedko się obywa), więc w sumie jestem zadowolona. Rodzice natomiast byli mniej zadowoleni, bo święta wypadły na weekend i nie mieli tyle wolnego, ile mieć by mogli i chcieli.
Po świętach przez tydzień dochodziłam do siebie - nie to żebym się objadła i przejadła, ale mimo wszystko nie jest to dla mnie normalny porządek rzeczy (zwłaszcza anormalne pory jedzenia). W poniedziałek trawiłam, wtorek spędziłam na zakupach, a w przeciągu kolejnych dni nadrabiałam zaległości w związku z ćwiczeniem "Penetracja prostopadłościanu" (łeeeeee, już nigdy tak samo nie spojrzę na żaden prostopadłościan!). Babranie się w styropianie, szpachli akrylowej i śmierdzącej emalii ftalowej, połączone z wdychaniem pyłu z tartych papierem ściernym bryłek i zawziętym czyszczeniem upapranych dłoni rozpuszczalnikiem dostarczyło mi niewątpliwej rozrywki do późnych godzin nocnych przez jakieś 6 dni. Oprócz tego nie zrobiłam nic innego, co oczywiście miało swoje konsekwencje w kolejnym tygodniu.
Sylwestra spędziłam u rodzinki. Spodziewałam się, że będzie nudno i krótko, ale wyszło lepiej niż myślałam. Towarzystwo okazało się nad zwyczaj rozrywkowe he he... Dostałam dużo życzeń noworocznych, było fajnie.
Propos życzeń w tym roku przypadło mi w udziale rozsyłanie życzeń nie tylko do moich znajomych, ale również do tych wspólnych - moich i rodzeństwa. Ponownie dał o sobie znać mój przerost ambicji i postanowiłam każdemu wysłać życzenia o innej treści, co w rezultacie oznaczało wysłanie jakichś 20 kartek internetowych, każda z innym tekstem, czego połowę stanowiły wierszyki. Przy komputerze spędziłam dobre 3 godziny i Ta, Dla Której Wstęp Jest Wszędzie Wolny pewnie ma teraz ze mnie niezły ubaw. W czasie najbliższych świąt z przyjemnością przekażę pałeczkę rozsyłania życzeń siostrze (co nie oznacza, że życzenia nie były szczere!).
Kończący się właśnie tydzień był dla mnie koszmarny. Wystawienie ocen, przeglądy, ta cholerna organizacja studniówki i jeszcze parę rzeczy, o których - pozwolicie - nie będę mówić, wyprowadziły mnie kompletnie z równowagi. Przewaliłam też kilka szans na bardzo dobre oceny - co gorsza przewalenie nastąpiło pod koniec semestru, więc zmarnowałam sobie sytuację - wobec czego żal mi teraz dupę ściska, ale nic już nie poradzę.
Przeziębiłam się znowu na domiar złego. W ogóle mam wrażenie, że wszystko sprzysięgło się przeciw mnie po to, by studniówka okazała się najgorszym doświadczeniem mojego życia! Zdaje się, że znowu histeryzuję...
Moja kondycja psychiczna nie jest ostatnio najlepsza. Ha ha ha, jak na ironię mieliśmy wczoraj zajęcia ze szkolnym psychologiem: "Jak radzić sobie ze stresem?" Po półgodzinnym tłumaczeniu nam, czym jest stres (zupełnie niepotrzebnym, bo wiemy czym jest stres aż za dobrze), pani psycholog poradziła nam, by w chwili stresowej lub w chwili rozkojarzenia pójść na spacer, albo zrobić sobie długą, ciepłą kąpiel. "Przecież przewlekły stan stresu i napięcia nerwowego prowadzi do depresji! A-TO-JUŻ-JEST-CHOROBA!". Czy wanna napisze za mnie maturę???
Straciłam ostatnio resztki optymizmu i wiary w siebie... Może ktoś zna jakiegoś dobrego psychoanalityka?
Dodaj komentarz