... na wariata?
04 września 2006, 20:30
Instruktor poradził mi dziś nie zwlekać dłużej i zdać wreszcie teorię (taaa.. wreszcie by się przydało): "Radziłbym ci jednak jutro przyjść i spróbować zdać na wariata". Musiałam się z nim w myślach zgodzić, ale w żadnym wypadku nie mogę zaakceptować robienia czegokolwiek "na wariata" (w końcu Perfekcjonistka to moje drugie imię). Dlatego też od paru godzin ślepiam w ekran i rozwiązuję testy. Po rozwiązaniu 400 pytań moja cierpliwość spadła do zera, więc uznałam, że to najlepszy moment na przerwę. Więc jestem.
W skupieniu zresztą nie pomaga mi za szczególnie wizyta rodzinki (konkretniej Babuleńki i siostry ciotecznej). Nieoczekiwanie zrobiło się gwarno, dyskutuje się, rzecz jasna, z ożywieniem nowe pomysły Romana G., zwłaszcza - gorący temat - pomysł wprowadzenia mundurków. Słysząc te rewelacje dochodzę do wniosku, że skończyłam szkołę w idealnym momencie. Idealnym dla mnie, rzecz jasna. :)
Ale nie powiem, jest przyjemnie. Bo ja generalnie lubię spontaniczne wizyty - no chyba, że jestem w pieleszach, z niewyjściowym ryjem, z włosem w nieładzie i ogólnie jak psu z gardła wyjęta. Żeby się zanadto nie pogrążać powiem, że stan taki zdarza mi się niezwykle rzadko ;)
Ogólnie udał mi się ten dzień. Raz na wozie, raz pod wozem - jak mówią... Nawet panu R. łaskawie wybaczyłam to, że jest bubkiem i sprowadził mnie do pozimu podłogi. Poza tym niezawodna porada Messaliny pomogła mi się nie zestresować (ha ha, piesek!). No. Chyba jestem zwyczajnie usatysfakcjonowana. Dobrze by było, gdyby dobra passa przeciągnęła się również na jutrzejszy dzień. Byłoby bardzo dobrze.
Do zobaczenia.
Dodaj komentarz